09.06.2013

Kiszyniów niezdobyty, Przemyśl – tak

Kiszyniów, Mołdawia (sobota, 8 czerwca)
Przemyśl (niedziela, 9 czerwca)

W „podróż za jeden uśmiech” ruszyliśmy w czwartek, wróciliśmy w niedzielę. To były dla nas bardzo intensywne 72 godziny…

Reprezentacji Waldemara Fornalika wyprawa z Krakowa do stolicy Mołdawii zajęła, czarterowym samolotem, niewiele ponad godzinę. Mimo to na boisku, w meczu o punkty, niektórzy zawodnicy szybko opadli z sił i spotkanie ze 134. zespołem rankingu FIFA skończyło się zawstydzającym remisem 1:1.

My do Kiszyniowa jechaliśmy autokarem od czwartkowego wieczoru i na stadion Zimbru dotarliśmy dopiero kwadrans przed spotkaniem pierwszych reprezentacji.

Następnego dnia, wzmocnieni Adamem Gilarskim i Piotrem Gołosem z PZPN, graliśmy z Mołdawianami, którzy – doskonale zdając sobie sprawę z naszej wyczerpującej podróży – przesunęli mecz z godziny 12 na 10 (czyli zaczynaliśmy o dziewiątej polskiego czasu).

Na sztucznej murawie jednego z treningowych boisk Zimbru rozegraliśmy bardzo dobrą pierwszą połowę, choć przegraną 2:3. Rywale prowadzili 1:0 i 2:1, ale doprowadzaliśmy do wyrównania. Gospodarze nie radzili sobie przede wszystkim z naszymi skrzydłowymi. Marek Skalski i Piotr Gołos byli w tym spotkaniu jednocześnie obrońcami, pomocnikami i napastnikami.

Po przerwie wyszliśmy na boisko z mocnym postanowieniem szybkiego wyrównania. – Ich bramkarz wychodzi daleko na przedpole, spróbujcie strzelić z 40 metrów – podpowiadał trener Wojtek Jagoda. Niestety, to przeciwnicy zdobyli bramkę z dystansu na 4:2. Nasz bramkarz Janek Kasia nie zareagował.

Gdy przegrywaliśmy już 2:5, gola strzelił Piotrek Dziewicki. Były szanse na kolejne bramki – m.in. sędzia nie podyktował ewidentnego karnego (dzień wcześniej, w meczu seniorów, oszczędził Polaków). W końcówce, postawiliśmy wszystko na jedną kartę i odkryliśmy się, żeby strzelić kontaktowego gola, ale to Mołdawianie zdobyli szóstą bramkę.

Gospodarze, którzy chwalili nas za występ, poinformowali świat o swoim sukcesie. Przeczytaj TUTAJ. Dzięki rywalom mamy też materiał VIDEO do analizy straconych goli.

Po szybkim obiedzie wyruszyliśmy w drogę powrotną i – po tym, co przeżyliśmy na Ukrainie – przyrzekliśmy sobie już nigdy nie narzekać na polskie drogi. Dziury były nieprawdopodobne, przypominały leje po bombie, a samochody jeździły zygzakiem. 100 km przejechaliśmy w trzy godziny…

Do Przemyśla dotarliśmy przed piątą rano, a już w samo południe (wzmocnieni Czarkiem Olbrychtem z Canal+, który dojechał niemal prosto z wesela redakcyjnego kolegi Żelka Żyżyńskiego) graliśmy z miejscowymi samorządowcami, z byłym szefem więzienia w składzie. – Panowie, przegraliśmy z Orłami Górskiego, Legią Champions i paroma innymi zespołami. Dwa razy podawałem się do dymisji, ale nigdy jej nie przyjęto. Oszczędźcie nas – apelował menedżer miejscowej drużyny.

Najmniej litości miał Piotrek Dziewicki, który w Polonii Warszawa całe życie spędził jako środkowy obrońca. W Przemyślu zagrał jako wysunięty napastnik i był skuteczny jak Robert Lewandowski w półfinale Ligi Mistrzów z Realem. Strzelił cztery i mógł zejść z boiska. Szkoda, że w końcówce zmarnowaliśmy tyle sytuacji. Mogliśmy wygrać jeszcze wyżej…

Do Warszawy wróciliśmy w niedzielę wieczorem – wyjazd intensywny z atrakcjami, których starczyłoby na zdecydowanie więcej niż 72 godziny. Luksusowy autokar i ukraińskie drogi zapamiętamy do końca życia.

Mołdawia – Reprezentacja Dziennikarzy 6:3 (3:2). Bramki: Dziewicki, Marciniak, Gołos. Skład: Kasia – Dziewicki, Gilarski, Olkowicz – Skalski, Sołdan, Tuzimek, Marciniak, Gołos – Kowalski, Błoński oraz Pyffel, Kubica, Olech.

Samorządowcy Przemyśla – Reprezentacja Dziennikarzy 1:5. Bramki: Dziewicki 4, Marciniak. Skład: Kasia – Kubica, Gilarski, Olkowicz, Skalski – Gołos – Olbrycht, Sołdan, Tuzimek, Marciniak – Dziewicki.

/rb/