Fuerteventura, 28 marca (piątek)
Przedostatni dzień na Fuerteventurze zaczęliśmy od treningu, na który udaliśmy się z pewnymi obawami. Takie zajęcia pod koniec wyjazdu to zawsze większe ryzyko odniesienia pechowych kontuzji. Raz, że po sześciu dobach intensywnego zgrupowania (kite surfing, windsurfing i inne atrakcje), daje się we znaki zmęczenie, dwa, że część z zawodników jest już myślami w domu, trzy, że mecz z drużyną Deportivo już się odbył. W głowie mamy już, że jutro o tej porze będziemy w autokarze jadącym nie na stadion, tylko na lotnisko, spada poziom adrenaliny i ogólnej motywacji. Wreszcie – last but not least – część z nas starcie z miejscową drużyną przypłaciła bolesnymi urazami, a one także studzą nieco zapał i zwiększają ryzyko głupich kontuzji, które mogą spowodować długą przerwę i olbrzymie kłopoty.
Nasza miłość do futbolu została więc wystawiona na ciężką próbę, zwłaszcza że dopisała pogoda. Był to najcieplejszy i najsłoneczniejszy dzień od naszego przyjazdu, co sprawiło iż część z nas wolałaby uprawiać sporty wodne, lub… leżakowanie, a nie uganiać się za piłką. Jednak gdy dotarliśmy na miejski stadion w Costa Calmie i przeprowadziliśmy półgodzinną rozgrzewkę z tradycyjną grą w „dziadka”, ochota do gry wróciła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zapowiadało się kolejne wspaniałe futbolowe przedpołudnie.
Podzieliliśmy się na dwie drużyny i rozegraliśmy godzinny mecz, nie zmieniając składów z pierwszego treningu na wyspie. Poniedziałkowi (jednobramkowi) zwycięzcy dostąpili zaszczytu zdjęcia koszulek, aby tuż przed powrotem do Polski popracować jeszcze nad opalenizną. Pokonani założyli zielone znaczniki przywiezione z Bemowa. W ciekawym i zaciętym meczu, wielką formę potwierdził „Marian”, który występując na pozycji lewego obrońcy zanotował hat-trick (co najmniej). Zmagający się z uciążliwą kontuzją pachwiny „Kowal” po raczej przeciętnym początku, w ostatnich minutach przechylił szalę zwycięstwa na rzecz „znaczników”. Emocjonujący pojedynek skończył się różnicą trzech bramek.
Po udanym treningu, wróciliśmy do naszej bazy, którą od blisko tygodnia (jak ten czas szybko leci…) jest hotel Melia Gorriones. Zjeździliśmy cały świat, ale nigdzie nie spotkaliśmy się z takim poziomem usług, dbałością o klienta i kreatywnym wychodzeniem naprzeciw jego najdrobniejszym potrzebom. Czas wolny stał się wymarzoną okazją by rozkoszować się kanaryjskim słońcem i luksusami oferowanymi przez najlepszy hotel na wyspie. Pływaliśmy w basenie, leżakowaliśmy, jedliśmy tropikalne owoce, popijaliśmy kawę na tarasie z widokiem na morze, przechadzaliśmy się po plaży obserwując deskarzy i powiewające na wietrze żagle i latawce.
Na popołudnie mieliśmy niezwykle intensywny program wypełniony ważnymi spotkaniami w hotelowym lobby. Na początku podziękowaliśmy naszemu przewodnikowi Pepe Gładkowskiemu, za wysiłek włożony w organizację naszego pobytu i wszystkie barwne historie o Feurteventurze, Wyspach Kanaryjskich i Hiszpanii. Dariusz Tuzimek wręczył mu specjalną koszulką naszej reprezentacji.
W rozmowie z przedstawicielami mediów polonijnych próbowaliśmy podsumować nasz wyjazdu i podzielić się – jakże pozytywnymi – wrażeniami z pobytu. Wśród dziennikarzy była Małgorzata Alicja Leśniewska redaktor naczelna „Fuerteventura info”. Ta polskojęzyczna gazeta ukazuje się przy wsparciu Warszawskiej Izby Turystycznej i jest dystrybuowana w głównych sklepach i hotelach na Fuerteventurze, będąc źródłem informacji o wyspie dla turystów z Polski i dla mieszkańców wyspy o Polsce i Polakach. Po otwarciu bezpośredniego połączenia z Modlina jesteśmy już trzecią turystyczną nacją odwiedzającą wyspę.
Naszymi gościem był też przedstawiciel jednej z agencji menadżerskich Włoch Simone, który w środę grał na prawej pomocy. To właśnie on ściągnął na wyspę 16-letniego Mauretańczyka, tylko na podstawie jego fenomenalnych parametrów fizycznych (szybkości, zwinności, wytrzymałości i mocy). Przez dwa lata, cierpliwie, od podstaw, uczył go gry w piłkę nożną. Jak przekonaliśmy się na własnej skórze, z bardzo dobrym skutkiem… Tego lata jego młody mauretański wychowanek ma podpisać zawodowy kontrakt z drugoligową Teneryfą.
Koledzy z TVN przeprowadzili wywiad z głównym menadżerem Melia Gorrientes. Miłą pogawędkę z instruktorkami pływania na desce ucięli sobie nasi dziennikarze „piszący”. Dziewczyny świetnie znały naszych instruktorów z Niemiec i Włoch. Jeszcze raz przekonaliśmy się, że Fuerteventura to jedna wielka rodzina.
Początkowo oficjalne rozmowy z przedstawicielami Polonii dość szybko zmieniły charakter. Piotr Rejek i Waldemar Słupski z portalu www.wakacjefuerteventura.pl, którzy w środę dopingowali nas na boisku, częstowali nalewkami z owoców, które sami zerwali.
Pamiątką po naszym pobycie ma być nowy trunek przyrządzany z owocu pigwy (nie mylić z polską pigwówką) o nazwie „Szybki Marian” dla upamiętnienia fenomenalnej postawy naszego lewego obrońcy, autora drugiej bramki z drużyną Costa Calma. Później pan Waldemar zawiózł część naszej ekipy do swojego domu, który jak się okazało, sąsiaduje z domem wnuka… generała Franco.
Dzień zakończyliśmy dyskutując przy kolacji o zmianach jakie przeszła Hiszpania od czasów dyktatury po restaurację monarchii i integrację z Unią Europejską… Jutro kilkugodzinny powrót przez prawie cały kontynent do dalekiego kraju w centrum Europy. Będzie co wspominać i opowiadać wnukom przy kominku…
/R.P/