Author: Administrator
Pożegnanie z Orange
Warszawa, 31 stycznia (piątek)
– Mówiłem w przerwie, że ten mecz skończy się remisem – przyznał nasz wieloletni trener Wojciech Jagoda. Po pierwszej połowie przegrywaliśmy z drużyną Orange i Przyjaciele aż 0:3. Komentujący grę Sergiusz Ryczel zastanawiał się jak wpłynęło na nas zgrupowanie na Karaibach.
My mieliśmy poczucie, że ten wynik nie oddaje sprawiedliwie wydarzeń na boisku. Kluczem do udanego pościgu okazała się walka o odbiór piłki w środku boiska. Byliśmy bardzo zdeterminowani. Czasami nie przebieraliśmy w środkach, ale ta taktyka dała efekty. W dodatku cześć rywali wyraźnie opadła z sił.
Przerwaliśmy serię 5 zwycięstw odwiecznego rywala po uderzeniach z dystansu Marcina Pawłowskiego i Mariusza Walkiewicza oraz główce Krzysztofa Marciniaka. Najbardziej dali nam się we znaki trzej przyjaciele wypożyczeni do zespołu prowadzonego przez medalistę mundialu i byłego selekcjonera Stefana Majewskiego. Wybrany najlepszym piłkarzem meczu Piotr Orliński wbił nam dwa gole, Piotr Gołos nie dawał sobie odebrać piłki bez faulu, a Kuba Kwiatkowski długo zatrzymywał wszystkie strzały.
W samej końcówce obie drużyny mogły zdobyć zwycięską bramkę. Potężne uderzenie Pawła Sikory po rzucie rożnym w ostatniej chwili zablokował obrońca, a szarżę Piotra Orlińskiego dalekim wyjściem poza pole karne zatrzymał Tomasz Kiryluk, który zmienił w bramce Jana Kasię.
Reprezentacja Dziennikarzy: Kasia – Sikora, Olkowicz, Romer, Żyżyński – Pawłowski, Tuzimek, Skalski, Olbrycht, Sołdan – Błoński oraz Feddek, Kowalski, Kubica, Kocięba, Marciniak, Gilarski i Walkiewicz
Orange i Przyjaciele: Kuba Kwiatkowski (PZPN), Piotr Augystyniak (Orange Polska), Piotr Gołos (PZPN), Paweł Starnacki (Orange Polska), Paweł Krupa (Orange Polska), Łukasz Dec (telko.in), Maciej Zakrocki (gsmonline.pl), kapitan Wojciech Jabczyński (Orange Polska), Marek Jaślan (Mobilyty), Artur Woliński (newseria), Piotr Orliński (Orange Polska), Krzysztof Zając (Orange), Przemyslaw Masztaler (PZPN), Leszek Bartnicki (Orange Sport)
Ten mecz zakończył oficjalnie 8-letnią współpracę z firmą Orange. – Taki sponsor to prawdziwy skarb – powtarzał po ostatnim gwizdku Adam Romer. Kapitan rywali Wojciech Jabczyński przekazał naszemu prezesowi pamiątkową tablicę ze zdjęciami i przyjął propozycję kolejnego spotkania na boisku.
Zdjęcia Grzegorza Ścigaja w dziale MULTIMEDIA.
Nasze grudniowe mecze były okazją do spotkania najważniejszych ludzi polskiej piłki. W Hali Piłkarskiej na Bemowie pojawiali się selekcjonerzy kadry i prezesi Polskiego Związku Piłki Nożnej, byli i obecni reprezentanci kraju. Za sprawą Macieja Koprowicza i drużyny Orange i Przyjaciele mogliśmy rywalizować między innymi z: Grzegorzem Lato, Dariuszem Dziekanowskim, Łukaszem Fabiańskim, Wojciechem Kowalewskim, Grzegorzem Piechną, Tomaszem Kłosem, Tomaszem Rząsą, Mirosławem Szymkowiakiem, Marcinem Robakiem, Tomaszem Iwanem, Radosławem Majdanem, Dicksonem Choto, Dariuszem Kubickim, Piotrem Reissem, Piotrem Świerczewskim, Adrianem Mierzejewskim, Piotrem Stokowcem, Tomaszem Jodłowcem, Adamem Kokoszką, Łukaszem Trałką i Marcinem Żewłakowem.
Pierwszy mecz odbył się w 2005 roku. Po dwóch remisach (3:3 i 6:6) przyszła seria porażek (2007 – 4:5, 2008 – 2:7, 2009 – 3:6, 2010 – 2:6, 2011 – 2:5), którą zakończyliśmy dopiero ostatniego dnia stycznia 2014 roku.
/spa/
Turniej w Nowym Dworze (wideo)
24 stycznia (piątek), Nowy Dwór Mazowiecki
Jako obrońcy tytułu byliśmy rozstawieni z numerem 1. Niestety, trafiliśmy do grupy śmierci razem z samorządowcami z Nowego Dworu Mazowieckiego i oldbojami Świtu. W drugiej grupie zagrali Mistrzowie Kolarscy 2012 i 2013 – BDC Marcpol Nowy Dwór Mazowiecki, Reprezentacja Artystów Polskich i Piłkarska Drużyna Gwiazd pod wodzą Piotrków Reissa i Świerczewskiego. Mecze (2 razy po 10 minut) rozgrywane były na nawierzchni filcowej z bandami.
Już w pierwszym meczu musieliśmy stoczyć ciężki bój z drużyną „Kowala”. Początek pokazał jak ważna jest koncentracja, bo szybko przegrywaliśmy 0:3 i tak zostało do przerwy. Drugą połowę zaczęliśmy od kolejnej straconej bramki i ruszyliśmy w szaloną pogoń. 20 sekund przed końcem doprowadziliśmy do wyniku 4:5 (bramki: Pawłowski 2, Olbrycht i Lepa), ale na więcej nie było nas stać. W ten sposób dołączyliśmy do elitarnego grona obrońców tytułów, którzy nie poradzili sobie z klątwą meczu otwarcia.
Kolejnym przeciwnikiem była drużyna, która – obok Gwiazd – wydawała się największym faworytem. Oldboje Świtu z wieloma doświadczonymi i wybieganymi ligowcami (m.in. Andrzejem Sazonowiczem, niegdyś graczem Legii) w pierwszym meczu pokonali bezdyskusyjnie Samorządowców 7:4. Nam awans dawała nikła wygrana. Niestety, rywale nie dali nam żadnej szansy, a sam mecz był wręcz brutalny. Wieloletni sponsor i zawodnik Świtu Jacek Nowakowski zobaczył czerwony kartonik. Ostatecznie ulegliśmy 1:6 (gol Olbrycht) i pozostała nam walka o 5. miejsce z kolarzami Darka Banaszka.
Po niespodziewanie wyrównanej walce udało nam się wygrać 3:2 (bramki Kocięba, Pawłowski i Zubilewicz).
Graliśmy w składzie: Kiryluk – Kocięba, Lepa, Zubilewicz, Gilarski, Sołdan, Tuzimek, Pawłowski, Twarowski, Remplewicz, Olbrycht, Olkowicz. Większość ekipy stanowiła załoga „Acharona”, która żeglowała razem po Atlantyku. Kierownikiem drużyny był ponownie Radosław Pyffel, w towarzystwie speca od dozwolonego (na Karaibach) dopingu – młodego „Kwiatka”. Na turniej dotarł również „Doktor” (Krzysztof) oraz Samuel, który odebrał w naszym imieniu puchar.
W półfinale drużyna samorządu pokonała sensacyjnie Gwiazdy Piłki 6:4. Mecz finałowy z oldbojami Świtu był bardzo wyrównany (2:2) i zwycięzcę wyłoniły dopiero karne. Większym opanowaniem wykazali się samorządowcy i zwyciężyli 4:2.
Najlepszym strzelcem turnieju został Piotr Reiss z 10 bramkami na koncie. Najlepszym zawodnikiem – nowodworski strażnik miejski Jan Cios (dawniej Górnik Zabrze). Najlepszym bramkarzem – Marcin Wojtasik ze Świtu.
W trakcie turnieju losowano wiele atrakcyjnych nagród i zbierano pieniądze na miejscowe Koło Dzieci Niepełnosprawnych.
/jk/
Karaibskie gwiazdy zimą
Karaiby, 5 – 19 stycznia 2014
Przepiękna sceneria, wspaniała pogoda i tylko wynik nie taki, jak byśmy sobie życzyli. Piłkarski rejs po karaibskich wyspach skończył się dwiema porażkami z ekipą Ghetto Stars. W pierwszym spotkaniu było 1:3, w rozegranym tydzień później rewanżu – 1:4. Bramki dla naszego zespołu zdobyli Marcin Pawłowski i Adam Gilarski.
Rywala znaleźliśmy w miejscowości Soufriere w środkowoamerykańskim państwie – wyspie Saint Lucia, które należy do brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Oba spotkania rozegraliśmy w miasteczku Choiseul oddalonym od naszej przystani o niespełna pół godziny jazdy samochodem. W ostatnich dwóch latach wyspę nawiedziły silne huragany, jeden podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia, i większość boisk w Soufriere (od franc. „soufre”, czyli siarka w powietrzu) uległa zniszczeniu.
Mecze by się nie odbyły, gdyby nie pomoc szkoleniowca Ghetto Stars i jednocześnie wychowawcy młodzieży z lokalnego getta Kendalla Alexandra. Zespół „Gwiazd” zbudowany jest z młodych chłopaków, dla których treningi i mecze to odskocznia od trudnego życia w biednej dzielnicy, z której wywodzi się Kendall. Jeśli wierzyć jego słowom, dla naszych rywali – z których duża części próbowała grać profesjonalnie na Trynidadzie – oba spotkania były dużym wydarzeniem. My z kolei cieszyliśmy się, że w ogóle udało nam się znaleźć przeciwnika. Jak się później okazało, zbyt trudnego do ogrania…
Wystarczy popatrzeć w metryki. Młodzi, wysportowani, dobrze przygotowani pod względem technicznym i taktycznym gospodarze, ze średnią wieku 23 lata (nasza – 40), pierwszy mecz rozstrzygnęli już w pierwszej połowie, wbijając nam trzy gole. O porażce zdecydowało praktycznie dziesięć pierwszych minut, gdy po prostych indywidualnych błędach w obronie zrobiło się szybko 0:2. Przerwa podziałała na nas mobilizująco. Poprawiliśmy grę. Honor uratował po zmianie stron najlepszy technik w naszych szeregach Marcin Pawłowski, trafiając w wyjątkowy sposób strzałem z dystansu. Mieliśmy więcej okazji. Najdogodniejsze – Maciej Bonecki i Robert Błoński, ale nie potrafił pokonać bramkarza rywali.
Nauczeni doświadczeniem, do rewanżu podeszliśmy lepiej skoncentrowani. Poznaliśmy najlepszych zawodników rywala, podjęliśmy dobre taktyczne decyzje przed meczem i długo nie pozwalaliśmy trafić do naszej siatki. O poprawie gry świadczyły także komentarze szkoleniowca rywali, który mówił otwarcie, że gramy znacznie lepiej niż za pierwszym razem. Z tego powodu Kendall również w drugiej połowie utrzymywał na murawie najsilniejszy skład. Między innymi z tego powodu mecz zakończył się naszą porażką 1:4. Tym razem jedyną bramkę dla nas zdobył Adam „Tajna broń” Gilarski, któremu wystarczyło ledwie siedem minut na murawie, by strzelił gola… dolną częścią pleców. Później mecenas mówił, że trafił piszczelem.
Podsumowując, wystarczy zażartować i sparafrazować Jana Urbana z wywiadów w Lidze Europy: graliśmy nieźle, ale ostatecznie przegraliśmy. Oba spotkania trwały niewiele ponad godzinę. Na rozegranie pełnych 90 minut nie pozwolił szybko zapadający zmierzch.
Po rewanżowym meczu najlepsi zawodnicy rywali otrzymali koszulki reprezentacji Polski, a Kendallowi przekazaliśmy w prezencie piłkę, ponieważ w getcie jest to towar mocno reglamentowany.
W czasie nocnego powrotu minibusem do Soufriere najbardziej doświadczeni zawodnicy w naszej ekipie nie potrafili sobie przypomnieć pozaeuropejskiej eskapady, którą zakończylibyśmy, mówiąc wprost, porażkami. Zgodni byliśmy jednak co do tego, że Ghetto Stars, obok polonijnej ekipy Croydon Kings w Adelajdzie, prezentowali najwyższy poziom spośród rywali spoza Starego Kontynentu.
Reprezentacja Dziennikarzy: Kasia – Borek, Romer, Gilarski, Skalski – Bonecki – Remplewicz, Tuzimek, Sołdan, Olbrycht – Pawłowski oraz Kowalski, Żyżyński, Marciniak, Walkiewicz, Błoński
/chwast, rb/
Z Suwałk z tarczą
Suwałki, 20 grudnia (piątek)
Przez wiele lat nasz udział w Mikołajkowym Turnieju w Suwałkach ograniczał się do tego, że na kraniec Polski przyjeżdżaliśmy, przegrywaliśmy i wracaliśmy. Do piątku 20 grudnia nigdy nie wygraliśmy choćby pojedynczego meczu. Ba, nawet nie zremisowaliśmy, a długo nie mogliśmy zdobyć nawet bramki. Nigdy też nie byliśmy wyżej niż na ostatnim miejscu – niezależnie od tego, ile silnych drużyn brało udział… Tym razem wszystko było inaczej, poza znakomitą zabawą i świetną organizacją Darka Mazura prezesa Wigier Suwałki.
Już w pierwszym meczu, z Reprezentacją Artystów Polskich, dokonaliśmy – wydawałoby się – niemożliwego. Wygraliśmy. I to z zespołem w którym wystąpili m.in. byli reprezentanci Polski Piotr Świerczewski oraz Radosław Majdan. Zagrali również bliźniacy z jednego z polskich seriali. – Jeszcze nie zagrałem choćby minuty, a już mam „mroczki” przed oczami – żartował Czarek Olbrycht z nc+ nawiązując do nazwisk rywali. Przeciwnicy dłużej byli przy piłce, ale niewiele z tego wynikało. Próbowali nas zaskoczyć tym, że Majdan wychodził daleko w pole i na naszej połowie stwarzał przewagę liczebną. Wystarczyła jedna kontra, podanie Krzyśka Marciniaka z nc+ do Roberta Stockingera z TVN 24 i prowadziliśmy. Dzięki heroicznej postawie w bramce Tomka Kiryluka z Polsatu Sport oraz ofiarności Piotrka Gołosa z PZPN wynik się nie zmienił. Sami mogliśmy zdobyć więcej bramek, ale zabrakło szczęścia.
W drugim spotkaniu grupowym zmierzyliśmy się z Polskim Stowarzyszeniem Byłych Piłkarzy. Znanych nazwisk było więcej (Dziekanowski, Sokołowscy, Jóźwiak, Kłos, Podoliński) niż w RAP-ie, ale znowu zagraliśmy doskonale taktycznie. I po jednej z kontr prowadziliśmy. Rywale patrzyli po sobie zdezorientowani, gubili się, a kiedy Kiryluk obronił strzał Dziekanowskiego z trzech metrów stanęli jak wryci. Niestety, pod koniec 12-minutowego meczu wyrównał z dystansu Kłos. Dla rywali to był przełomowy moment turnieju – od tej pory wygrali wszystkie spotkania (finał 5:1), a Kłos został wybrany na najlepszego piłkarza zawodów.
A my? W półfinale zagraliśmy ze zwycięzcą drugiej grupy, drużyną Prezydenta Suwałk z Patrykiem Małeckim (jeszcze) z Wisły Kraków, Maciejem Makuszewskim z Tereka Groznego oraz Jackiem Zielińskim (byłym piłkarzem Legii, obecnie trenerem kadry U-20). Spotkanie nie miało historii, przegraliśmy 2:6 po hat-tricku Małeckiego.
W meczu o trzecie miejsce przegrywaliśmy już 0:2 z Wigrami Suwałki (walczą o awans do I ligi). Jednak po golach Stockingera (nasz debiutant w wyjazdowym turnieju został wybrany na odkrycie zawodów) i Roberta Błońskiego z Gazety Wyborczej wyrównaliśmy i mieliśmy w tym meczu jeszcze przynajmniej cztery doskonałe okazje. Zawiodła skuteczność, a rywale się nie pomylili w jednej z nielicznych akcji pod naszą bramką. W końcówce, jak w hokeju, wycofaliśmy bramkarza, ale zamiast wyrównać – straciliśmy czwartego gola.
Nic jednak nie było w stanie zmącić naszej radości. Za nami znalazła się reprezentacja Litwy (ubiegłoroczny zwycięzca) oraz RAP (trzecie miejsce przed rokiem). Przełamaliśmy fatalną passę w Suwałkach, wreszcie wygraliśmy, wreszcie zremisowaliśmy i wreszcie nie byliśmy ostatni. Za rok zaatakujemy podium?
Konkursy w przerwach prowadził strongman – MMA, czyli Mariusz Pudzianowski. Na wieczornej kolacji licytowano m.in. plastron Justyny Kowalczyk, skoczka Piotra Żyły oraz koszulki m.in. Legii, Lechii, Jagiellonii, Piasta Gliwice i Tereka Groznego. Zebrane pieniądze trafiły do stowarzyszenia „Aktywni Tak Samo”, które zajmuje się młodzieżą niepełnosprawną intelektualnie.
XIV Mikołajkowy Turniej Piłki Nożnej imienia Tomka Godlewskiego: 1. Piłkarskie Stowarzyszenie Byłych Piłkarzy, 2. Drużyna Prezydenta Suwałk, 3. Wigry Suwałki, 4. Piłkarska Reprezentacja Dziennikarzy, 5. Reprezentacja Litwy, 6. Reprezentacja Artystów Polskich.
Dziennikarze – Reprezentacja Artystów Polskich 1:0 (Stockinger) w grupie
Dziennikarze – Polskie Stowarzyszenie Byłych Piłkarzy 1:1 (Stockinger) w grupie
Dziennikarze – Drużyna Prezydenta 2:6 (samobój, Stockinger) w półfinale
Dziennikarze – Wigry Suwałki 2:4 (Stockinger, Błoński) o 3. miejsce
Graliśmy w składzie: Kiryluk, Gołos, Marciniak, Stockinger, Tuzimek, Olbrycht, Błoński, Pawłowski i Salah.
/rb/
Adam prezesuje
Warszawa, 18 grudnia (środa)
Nowy zarząd zaufał poprzedniemu prezesowi. Redaktor naczelny magazynu „Tenisklub” i nasz środkowy obrońca Adam Romer zachował najważniejsze stanowisko naszego stowarzyszenia.
Największym wyzwaniem podczas piątej kadencji będzie finansowe zabezpieczenie działalności drużyny. Niedługo kończymy udaną i długą współpracę z Orange. Rozmowy z potencjalnymi sponsorami głównymi już trwają.
Adam ma też ważny cel sportowy. Podczas walnego zebrania, kilka dni wcześniej, żartował, że coraz lepiej idzie nam w meczach z Duńczykami i ma nadzieję, że w końcu uda nam się z nimi przynajmniej zremisować.
/spa/
Wybory przed Wigilią
Warszawa, 16 grudnia (poniedziałek)
Spotkaliśmy się w warszawskiej Hulakuli i w czasie ostatniego meczu T-Mobile Ekstraklasy w tym roku (Wisła Kraków – Pogoń Szczecin 2:1) wybraliśmy nowe władze stowarzyszenia.
Marcin Lepa i Marek Skalski zastąpili w zarządzie Macieja Sołdana i Michała Kociębę. We władzach ponownie znaleźli się Dariusz Tuzimek, Cezary Olbrycht i Adam Romer. Nowy zarząd ogłosił, że prezesa piątej kadencji wybierze jeszcze przed świętami. Komisja rewizyjna, oceniając szczegółowy raport finansowy, stwierdziła, że to „najbardziej transparentne przekazanie władzy w historii stowarzyszenia”. Przegłosowaliśmy kilka zaległości, na które zwrócił uwagę sąd. To była formalność.
Pod okiem Macieja Koprowicza z Orange wspominaliśmy najważniejsze wydarzenia mijającego roku: wyjazd do Australii, mecz ze „złotkami”, wizytę trenera siatkarzy Andrei Anastasiego, pomoc dla Przemysława Pełki i zmianę trenera po 8 latach współpracy. – To była trudna decyzja. Historycy będą nas oceniali – mówił ustępujący prezes Adam Romer. – Postawiliśmy na specjalistę od szkolenia młodych – obiecujących. Oby Andrzej Zamilski dorównał stażem poprzednikowi – dodał. Wojciech Jagoda, który pojawił się na spotkaniu, został członkiem honorowym.
Piotr Gołos, Marcin Pawłowski i Krzysztof Marciniak zyskali czynne i bierne prawo wyborcze, jako członkowie zwyczajni. Do grona członków wspierających dołączył Żelisław Żyżyński.
/spa/
Tercet biegaczy
Warszawa, 11 listopada (poniedziałek)
Mariusz Walkiewicz (1:03:43), Piotr Gołos (49:29) i Michał Kocięba (53:07) spędzili Dzień Niepodległości aktywnie, mierząc się w Warszawie z dystansem 10 kilometrów.
Zawodnicy wystartowali kilka chwil po godzinie 11. Trasa biegła aleją Jana Pawła II (od ulicy Stawki), wiaduktem nad Alejami Jerozolimskimi i ulicą Chałubińskiego do Alei Niepodległości (przy Rakowieckiej) i z powrotem.
W tym roku po raz pierwszy wprowadzono strefy czasowe, które podzieliły uczestników na trzy grupy w zależności od rekordu życiowego.
Wyniki XXV Biegu Niepodległości znajdziesz TUTAJ.
/spa/
Bez gola z dyplomatami
Pruszków, 28 października (wtorek)
Drużyna Ministerstwa Spraw Zagranicznych postanowiła zakończyć sezon na „otwartych” boiskach meczem z nami. Niestety, nie udało nam się popsuć tego wydarzenia.
Rywale, którzy przygotowywali się do tego spotkania dwoma sparingami z dziennikarzami Polsatu (2:1 i 9:2), na stadionie Znicza strzelili nam 3 bramki, nie tracąc żadnej. Do przerwy było 0:1. Ostatniego gola straciliśmy w samej końcówce, po kontrze, gdy podjęliśmy pełne ryzyko i całą drużyną poszliśmy pod ich pole karne, na rzut rożny.
Nasz skład mocno odbiegał od optymalnego. Najbardziej widoczny był brak rozgrywającego. Tego dnia przypominaliśmy trochę Polskę Janusza Wójcika na Wembley, ponieważ powołania „na MSZ” przyjęli głównie nominalni obrońcy. Przeszkadzanie szło nam lepiej niż tworzenie, ale nie na tyle, żeby osiągnąć chociaż bezbramkowy remis. Przeciwnik miał posiadanie piłki na poziomie najlepszych występów Barcelony. Czasem zamykał nas na połowie. Zgłosiliśmy chęć rewanżu, na co koledzy z MSZ dyplomatycznie przystali.
Reprezentację ministra Sikorskiego prowadził nasz kolega Jacek Sawicz: – Jesteśmy mistrzami Europy Środkowej resortów spraw zagranicznych i myślę, że na boisku było to widać. Prezentowaliśmy się dojrzale i byliśmy świetnie zorganizowani, zwłaszcza w defensywie.
Był to drugi mecz z tym rywalem, poprzednio w 2010 roku zremisowaliśmy 2:2.
Reprezentacja Dziennikarzy: Jędrzejewski – Sikora, Przybysz, Romer, Olkowicz – Kalinowski, Furjan, Majchrzak, Puchniarz, Majak – Feddek oraz Majchrzyk, Tuzimek i Stockinger.
/spa/
Finaliści MoneyGram Cup
Warszawa, 26 października (sobota)
W warszawskim turnieju MoneyGram Nations Cup, w którym wzięło udział 12 zespołów reprezentujących kilkanaście nacji, było wszystko: dużo piłki, dużo zabawy (nie tylko dla tych najstarszych), wesoła atmosfera i kibice – nic tylko grać.
I z takiego założenia wyszła drużyna. Los przydzielił nam w grupie Francję, Indie i Irlandię, ekipy złożone głównie z pracowników i przyjaciół ambasady danego kraju. Przez moment wydawało się, że reprezentanci Zielonej Wyspy nie dotrą, ale chyba celowo opuścili ceremonię otwarcia, aby zregenerować siły po piątkowym wieczorze – tak przynajmniej plotkowano za kulisami.
Nie oglądając się na rywali, zaczęliśmy zmagania od mocnego uderzenia. Na „dzień dobry” zdeklasowaliśmy Francję 9:0. Natychmiast pojawiły się głosy, że tyle goli Trójkolorowym pierwsza reprezentacja Polski nie strzeliła we wszystkich rozegranych dotąd meczach.
Po imponującym otwarciu przyszła pora na walecznych Irlandczyków. Ci, od pierwszych minut, właśnie walką i agresją próbowali nam się przeciwstawić. Kilka razy na boisku „zaiskrzyło”, ale sytuacja zaczęła się uspokajać po pierwszym golu. Prezes Adam Romer po krótko rozegranym rzucie wolnym przymierzył tuż obok słupka, a później było już z górki. Wygraliśmy 7:0.
Mając w kieszeni awans do półfinału, spotkanie z Indiami, czyli najsłabszą drużyną w grupie, było formalnością. Przed meczem przeciwnicy z uśmiechem prosili o łaskawe potraktowanie. Choć wynik 10:0 może na to nie wskazuje, ale faktycznie był to najniższy wymiar „kary”. Już jesteśmy po słowie w temacie rewanżu, ale już nie piłkarskiego, ale w krykiecie!
W półfinale trafiliśmy na Wielką Brytanię. Wyspiarzom z pewnością marzył się awans i „pomszczenie” Irlandczyków. Nic z tych rzeczy. Choć był to dla nas najtrudniejszy mecz turnieju, skończył się pewnym zwycięstwem. Dwa gole Marcina Pawłowskiego załatwiły sprawę, choć sytuacji do podwyższenia wyniku było jeszcze wiele.
Szliśmy jak burza, nie tracąc nawet gola. W finale czekała jednak Nigeria – drużyna czynnie grających zawodników. Na korzyść rywali przemawiał wiek, umiejętności, warunki fizyczne, jednym słowem wszystko. Od początku dało wyczuć się nerwowość w naszych poczynaniach, co owocowało kolejnymi indywidualnymi błędami, a te traconymi bramkami. Mimo ambitnej walki do końca, musieliśmy uznać klasę rywala (2:5).
Niejako na pocieszenie, choć jak najbardziej zasłużenie, nagrodę dla najlepszego bramkarza otrzymał Maciej Kubica. Miejmy nadzieję, że za rok znów będzie najlepszy, a nasza drużyna sięgnie po puchar dla zwycięzców.
Relację znajdziesz w serwisie Moje Miasto. Jeśli chcesz posłuchać jak wyglądał turniej – oto wywiad z naszym prezesem Adamem Romerem.
Tak imprezę opisali organizatorzy:
Reprezentacja Polski na podium Międzynarodowego Turnieju Piłki Nożnej MoneyGram Nations Cup Święto sportu i ducha rywalizacji Fair Play w ramach obchodów tygodnia Fare Action Weeks 2013.
W hali sportowej Let`s Go na warszawskim Ursynowie, rozegrano międzynarodowy turniej amatorskich drużyn piłkarskich MoneyGram Nations Cup. W sportowych zmaganiach, organizowanych przez MoneyGram Polska, wzięło udział 12 amatorskich drużyn, reprezentujących barwy kilkunastu krajów. Impreza wspierała obchody Fare Action Weeks 2013 pod patronatem UEFA.
Do udziału w turnieju zgłosiły się drużyny z Francji, Indii, Hiszpanii, Ukrainy, Holandii, Irlandii, Wielkiej Brytanii, Nigerii, Rosji, Polski, jedna drużyna łączona, która wspólnie reprezentowała Czechy i Słowację, a także jedna drużyna międzynarodowa, złożona ze studentów z międzynarodowego programu wymiany między uczelniami.
Pierwszą edycję turnieju i Puchar MoneyGram Nations Cup wygrała drużyna reprezentantów Nigerii, drugie miejsce przypadło Polakom, a trzecie miejsce Rosjanom. Tytuł Najlepszego Bramkarza Turnieju przyznano Maciejowi Kubicy z reprezentacji Polski, a Najlepszego Strzelca – Danielowi Onyekachi z reprezentacji Nigerii. Dodatkowo drużyna Nigerii otrzymała voucher na wynajem boiska, ufundowany przez Let`s Go.
/MP/