28 kwietnia (sobota), Kraków
– Szkoda, że nie mogę z wami być. Walczcie jak Atletic Bilbao, do samego końca – taki sms od Maćka Boneckiego przeczytał nam trener Wojciech Jagoda na odprawie.
Nie chcieliśmy dzielić szatni z pisarzami, którzy byli naszymi pierwszymi przeciwnikami, ani przenosić się do innego budynku, dlatego przebieraliśmy się w hali, a później w busie. Tego dnia, równie ważne jak taktyka i umiejętności piłkarskie, okazała się wytrzymałość na lejący się z nieba żar. To była doskonała pogoda na plażowanie, a nie granie w piłkę…
Od styczniowego pogromu pisarze (z Wojciechem Kuczokiem w składzie) zrobili duży postęp i nasz inauguracyjny występ w turnieju miał niespodziewanie (na pewno dla nas) wyrównany przebieg. Większe zgranie i sztuczna nawierzchnia boiska nie okazały się naszym atutem. Zdobywaliśmy bramki tylko po stałych fragmentach, dwa razy przegrywaliśmy, dwa razy uratowała nas poprzeczka.
Musieliśmy gonić wynik po błędzie Adama Romera. Jeszcze w pierwszej połowie prezes zrehabilitował się, wykorzystując głową dośrodkowanie Michała Kocięby. Rywale wyszli znowu na prowadzenie po zaskakującym strzale z dystansu. Wyrównał z karnego Marek Skalski, który kilka tygodni temu wygrał nasz wewnętrzny konkurs „jedenastek”. Faulowany był Piotr Kwiatkowski.
Drugi mecz, na boisku z naturalną trawą, rozegraliśmy z Czechami, którzy zaczęli turniej od wygranej 2:0 z Ukrainą. Rywale (z byłym zawodowcem Marcelem Liczką, znanym z boisk polskiej ekstraklasy) znowu trafili pierwsi, tym razem po rzucie wolnym. To był początek nieszczęścia. Kilka minut później sędzia wyrzucił za faul Michała Kociębę i musieliśmy kończyć mecz w osłabieniu. Kara była podwójna, bo Czesi z rzutu wolnego podwyższyli na 2:0. Powoli docierało do nas, że nawet w pełnym i mocniejszym składzie mielibyśmy problemy… Broniliśmy się dzielnie i w drugiej połowie rywale tylko raz pokonali Jacka Kowalskiego.
– Czym się różnimy od pierwszej reprezentacji? Dla nich drugi mecz jest o wszystko – dla nas ten trzeci – zauważył Robert Błoński. Mimo porażki z południowymi sąsiadami i wysokiej wygranej Ukraińców (z Pisarzami 5:0) nadal wszystko było w naszych rękach. Awans do półfinałów dałoby nam nawet zwycięstwo 1:0 nad współgospodarzami UEFA EURO 2012. Pisarze, rozbici przez Czechów (1:11), przestali się liczyć.
Z każdym spotkaniem nasz skład się kurczył. Marcin Lepa musiał wracać do pracy do Warszawy. Dariusza Tuzimka wyeliminowała kontuzja. Odwołanie od czerwonej kartki dla Michała Kocięby odrzucili sędziowie i w decydującym spotkaniu musieliśmy sobie radzić w okrojonym składzie. –Dokopcie im ! – dopingowali nas Czesi. – Wygrajcie dla mnie. Bardzo chcę zagrać jutro w półfinale – mobilizował nas Michał przed wyjściem na boisko. Niestety, Ukraińcy, którzy mieli zdecydowanie młodszych zawodników, bardzo szybko wybili nam z głowy marzenia o awansie. Już w pierwszej połowie Kuba Kwiatkowski, który zmienił w bramce Jacka Kowalskiego, aż cztery musiał wyciągać piłkę z siatki. Najlepiej wyglądała nasza gra po przerwie. Po akcji Pawła Sikory, Roberta Błońskiego i Czarka Olbrychta mieliśmy rzut karny, który wykorzystał Marek Skalski. Na więcej nie było nas stać, w dodatku sami sprezentowaliśmy rywalom kolejne bramki.
Turniej skończył się dla nas już po fazie grupowej. Pozostało nam zadzwonić do Krzyśka Marciniaka, który miał nam pomóc w niedzielnych meczach i odwołać jego przyjazd.
Grupa A
Węgry – Litwa 2:0, Włochy – Austria 3:2, Węgry – Włochy 0:2, Litwa – Austria 2:0, Węgry – Austria (1), Litwa – Włochy 3:3
1. Włochy 7 2-1-1
2. Węgry 6 2-0-1
3. Litwa 4 1-1-1
4. Austria 0 0-0-3
Grupa B
Czechy – Ukraina 2:0, Polska – Pisarze 2:2, Czechy – Polska 3:0, Ukraina – Pisarze 5:0, Czechy – Pisarze 11:1, Ukraina – Polska 6:1
1. Czechy 9 3-0-0 16:1 (+15)
2. Ukraina 6 2-0-1 11:3 (+8)
3. Dziennikarze 1 0-1-2 3:11 (-8)
4. Pisarze 1 0-1-2 3:18 (-15)
Obejrzyj galerię zdjęć w zakładce MULTIMEDIA.
/spa/