9 czerwca (czwartek), Warszawa
To była najszybsza mobilizacja w historii nowoczesnej Europy. W zaledwie 24 godziny trener Wojciech Jagoda powołał pod broń naprawdę silny kadrowo zespół. Rywal na papierze zacny – reprezentacja francuskich dziennikarzy. Miejsce – Łazienkowska 3, boczne boisko Legii, przygotowane, że palce lizać. Trawa sama się uśmiechała i gra na takiej płycie sprawiła wszystkim wielką przyjemność.
Ale wróćmy do meritum. Gości na mecz przyprowadził sam Bixente Lizarazu. Mistrz świata i Europy szybko, aczkolwiek dyplomatycznie wykręcił się z udziału w tym pojedynku. Zapewniał, że nie ma odpowiedniego obuwia ale po naszej profesjonalnej rozgrzewce doszedł chyba do wniosku, że jego obecność nie pomoże zbyt francuskim żurnalistom.
Trener Jagoda bardzo poważnie podszedł do tego spotkania. To będzie najważniejszy sprawdzian pierwszego półrocza – grzmiał na odprawie w szatni. Zapatrzony w Barcelonę nakreślił taktykę zbliżoną do katalońskiego ideału. Wyjściowy skład wyglądał następująco: w bramce Kowalski, w obronie od prawej Wierzbicki, Borek, Romer oraz Bonecki. Przed tą czwórką miał operować „gościnnie” Piotr Dziewicki. Forma byłego piłkarza „Czarnych koszul” była jednak niewiadomą, bowiem na treningu poprzedzającym spotkanie niespodziewanie zabrakło mu tlenu (tak, tak nawet zawodowcy przekonują się, że na naszych zajęciach lekko nie jest). Przed „Dziewikiem” Jagoda ustawił trójkę: Świerczewski – Twarowski – Pawłowski, który miał być naszym Messim. To trio miało operować blisko siebie. Grać góra na dwa kontakty, rozrzucać piłki do boku lub zagrywać prostopadle do wbiegających spod linii skrzydłowych. Tam, bardzo szeroko, mieli z kolei hasać Olbrycht z Dębińskim wspierani przez ofensywnie grających bocznych obrońców. I najważniejsze! Nikt nie miał prawa stać w okolicach szesnastki! Na ławce rozpoczęli: Błoński, Feddek, Kocięba, Lepa oraz Zubilewicz.
Nasza taktyka okazała się zabójcza dla Francuzów. Od początku stwarzaliśmy sobie mnóstwo sytuacji i na efekty nie trzeba było długo czekać. Do przerwy prowadziliśmy 7:0! Worek z bramkami szybko rozwiązał Wierzbicki. Do siatki Kogutów dwukrotnie trafili także Pawłowski oraz Dębiński, po razie bramkarza gości pokonali Błoński, Twarowski oraz Dziewicki.
W przerwie popadliśmy chyba w samozadowolenie. W nasze szeregi wkradło się trochę niechlujstwa, czego efektem były dwa gole strzelone przez rywali. Co ciekawe, oba autorstwa jedynego we francuskim zespole ciemnoskórego zawodnika! (w kadrze Blanca sytuacja raczej nie do pomyślenia). Wówczas przypomniał o sobie rezerwowy tego dnia Feddek. Tajemnicą poliszynela pozostanie fakt, dlaczego tak rzadko z jego usług korzystał trener Jagoda. W kuluarach mówiło się o treningu poprzedzającym to spotkanie, na którym wspomniany napastnik stawił się w mocno podejrzanej formie ….
Niewątpliwie Feddek w drugiej połowie był niczym diabeł z pudełka. Co kontakt z piłką to bramka. Dwie superasysty Boneckiego, jedno precyzyjne dośrodkowanie Olbrychta, akcja ze Świerczewskim i w bardzo krótkim czasie cztery razy trafiał do siatki. A mógł zdobyć jeszcze co najmniej dwa gole, gdyby wykorzystał dokładne podania kolegów, w szczególności Wierzbickiego i Olbrychta.
Rozbiliśmy Francuzów 13:2! Po meczu zjedliśmy wspólnie lunch i ustaliliśmy, że rewanż odbędzie się na francuskiej ziemi, a dokładniej w Paryżu. Być może już w październiku znów staniemy na przeciwko siebie. Tak więc „Les Bleus” przyjaciele.
/fedorio/