Piłkarska Wigilia

Warszawa, 22 grudnia (środa)

Frekwencja dopisała, były świąteczne życzenia, potrawy i drobne upominki. Na stole pojawił się nawet urodzinowy szampan Mariusza Walkiewicza.

Nasze spotkanie wigilijne, które poprzedził, oczywiście, trening, otworzył Dariusz Tuzimek, który wspomniał o niedzielnym meczu i lekcji pokory, która trwa od dłuższego czasu. Wiceprezes przekazał głos „dziadkowi” Jagodzie, który stwierdził, że życzenia świąteczne są jak spowiedź i dlatego będzie szczerze, bardzo szczerze…

NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE
To chyba decyzja Andrzeja Twarowskiego o grze w Pucharze Polski nie w tym zespole. Ja bym to porównał tak, jakby mając do wyboru wyjazd z rodziną do Bułgarii i z narzeczoną na Hawaje, wybrał to drugie.

POCHWAŁY SPORTOWE
Najlepsze wasze granie, widziane moimi oczami, to druga połowa w Kopenhadze. Największa moja radość w czasie grania to druga połowa meczu z MSZ i cisza na ławce rezerwowych drużyny przeciwnej. To było rzeczywiście piękne.

WYRÓŻNIENIA INDYWIDUALNE
Indywidualnie, jeśli chodzi o nawiększe dla mnie pozytywne zaskoczenie, to Marcin „Antolović” Szuba. Wyglądało, że na początek przychodził jak „sztuka”, a później nie mieliśmy problemów jak człowiek wchodził do bramki.

Dwie oceny merytoryczne, ale w połączeniu z charakterem. Moim zdaniem te osoby przeszły największą przemianę. Pierwsza to Rafał Dębiński, który, co prawda, nadal przychodzi na treningi mając wypisane na czole „Jagoda nie znasz się na piłce”, ale ja się do tego przyzwyczaiłem. Z jego postawy, szczególnie w listopadzie i grudniu, mogli być zadowoleni koledzy, którzy potrafią trochę mniej. Myślę, że profesjonaliści powinni tak się zachowywać.

Druga osoba, to Krystian Sobierajski. Nie ukrywam, że z Krystianem wszyscy mieliśmy w początkach jego działalności problemy, bo jego entuzjazm i ogromny temperament szły w jedną stronę… Mam nadzieję, że ta pozytywna zmiana będzie zmianą na dłużej. Mam nadzieję, że jak wyleczy kolano, to w 2011 jakieś spotkania pomoże nam wygrać.

NOWY ROK
Jeżeli chodzi o 2011 rok i marzenia sportowe… Chyba wreszcie awans w Pucharze Polski i zupełnie szczerze, żeby w drugiej rundzie zagrać z Canalem Plus.

Na zakończenie trener Wojciech Jagoda podziękował prezesom, że mógł z nami pracować kolejne 12 miesięcy i przedstawicielowi firmy Orange, że prezesów było na niego stać.

WESOŁYCH ŚWIĄT !

/spa/

2010-12-19: Warszawa, Mikołajki z Orange

Orange i dziennikarze

Warszawa, 19 grudnia (niedziela)

Do przerwy 2:3 (gole Salladhin Afkir i Mariusz Jankowski), po przerwie 0:3 – taki przebieg miał ostatni nasz tegoroczny mecz. Przegraliśmy z drużyną Orange i Przyjaciele, dzięki której choć przez chwilę mogliśmy poczuć się jak piłkarze Realu Madryt.

Różnica między nami, a przeciwnikami była po przerwie taka jak ostatnio w Gran Derbi między Barceloną, a „Królewskimi”. Katalończycy wygrali 5:0 i spowodowali, że totalnie bezradni rywale biegali za piłką, a Barcelończycy tylko wymieniali miedzy sobą podania i strzelali gole. My byliśmy Realem, oni Barcą.

Kiedy udało się nam piłkę odzyskać, graliśmy zwykle na dwa kontakty: przyjął – stracił. Nie stwarzaliśmy żadnego zagrożenia pod bramką rywali, ale nic dziwnego – w obronie rywali zagrali Jacek Zieliński (asystent Franciszka Smudy), Marcin Rosłoń, Stefan Majewski i Tomasz Jodłowiec. Szczególnie ten ostatni, piłkarz Polonii Warszawa, zrobił na dziennikarzach niesamowite wrażenie. Tak samo jak inny zawodnik Polonii, pomocnik Adrian Mierzejewski, który świetnie panował nad piłką i wymieniał podania Marcinem Żewłakowem na naszej połowie.

Nie wynik był jednak najważniejszy, a fakt, że fundacja Orange i zawodnicy przekazali 20 000 złotych dla dzieci z warszawskiego Ośrodka Wsparcia Dziecka i Rodziny „Koło”.
Dzięki meczom charytatywnym, które rozgrywamy z dziennikarzami zawsze przed Świętami, do dzieci z ośrodka „Koło” trafiło już niemal 100 tys. zł. Pieniążki pozwalają m.in. na sfinansowanie wyjazdów dzieci na zimowiska – mówił Wojciech Jabczyński, kapitan zespołu Orange i Przyjaciele oraz rzecznik Grupy TP. Poniżej relacja „Piłki Nożnej”.

Na najlepszych zawodników meczu wybrano Marcina Żewłakowa (Orange i Przyjaciele) oraz Marcina Pawłowskiego z Polsatu Sport. Obaj otrzymali najnowszy telefon Motorola DEFY. Poniżej relacja „Przeglądu Sportowego”.

Nasz bilans meczów z zespołem Orange i Przyjaciele to dwa remisy i cztery porażki.

Zdjęcia z meczu zobaczysz TUTAJ.

/rb/

200% planu w Suwałkach

Suwałki, 18 grudnia (sobota)

Plan trenera był taki, żeby strzelić dwa gole. My strzeliliśmy cztery i wykonaliśmy 200 procent planu – powiedział kapitan naszej drużyny, Michał Gąsiorowski z radiowej „Trójki”, gdy odbierał nagrodę „za udział” w XI Mikołajkowym Turnieju Piłki Nożnej imienia Tomka Godlewskiego. Innymi słowy, dyplom za czwarte miejsce… na cztery drużyny.

Zdaniem selekcjonera Wojtka Jagody „przyjechaliśmy na tę edycję w najsilniejszym jak dotąd składzie”, ale więcej ugrać się nie dało. A to z prostego powodu. Graliśmy przeciw aktualnym ligowcom różnej maści, w tym „ekstraklasowej” (Małecki, Makuszewski), a także reprezentantom Litwy (Sernas, Kijanskas), którzy ostatecznie zwyciężyli w całym turnieju. W decydującym meczu Litwini zremisowali z ekipą prezydenta Suwałk 4:4, spychając ją na drugie miejsce dzięki lepszemu stosunkowi bramek.

A my właśnie o mecz z naszymi wschodnimi sąsiadami musimy mieć do siebie najwięcej pretensji. Zmarnowaliśmy mnóstwo doskonałych okazji, po których trener z pewnością rwałby sobie włosy z głowy… Gdyby je miał.

Szansa na dobry wynik z Litwą była idealna, bo nasi rywale wyszli na pierwszy mecz prosto z samochodu (jak ktoś słusznie zauważył, Darvydas Sernas miał jeszcze zmrożone uszy i nos) i ze sporym respektem dla przeciwnika, czyli dla nas. – Powinniśmy mieć do siebie pretensje za to, że nie zmusiliśmy ich do pokazania większych umiejętności. Straciliśmy bramki w idiotyczny sposób, zupełnie nie zmuszając Litwinów do wysiłku – podsumował trener Jagoda. Przegraliśmy z Litwą 1:5, a powinno być spokojnie 3:5 albo 4:5

Drużyna prezydenta Suwałk, której dowodził Patryk Małecki z Wisły Kraków, musiała się już trochę więcej nabiegać. Długo remisowaliśmy 2:2, ale w końcu uznaliśmy wyższość gospodarzy i przegraliśmy 2:5. Było to chyba najlepsze spotkanie w naszym wykonaniu, ale co się z tym wiąże, spotkanie, które kosztowało nas mnóstwo energii. Chcieliśmy się zrehabilitować za to „marnotrawstwo” z pierwszego meczu. Ok, strzeliliśmy jednego gola więcej, ale zmarnowanych okazji nie brakowało.

W ostatnim meczu, z drużyną Wigier Suwałki, wspieraną przez silną grupą kibiców, nie mieliśmy „z czego zasuwać” od pierwszej do ostatniej minuty. Gdy usiedliśmy na ławce po meczu, popatrzyliśmy na siebie i widać było, że jesteśmy „wypompowani”. Stąd wynik 1:5. Okazje, owszem, były, ale tak samo jak w poprzednich dwóch spotkaniach, grzeszyliśmy nieskutecznością.

Najważniejszym punktem suwalskiej imprezy była licytacja, z której dochód pomoże dzieciom z najuboższych rodzin. Łącznie zebrano aż 16,7 tys. złotych. Swój udział miał nasz trener, który za 800 zł wylicytował obraz tajemniczej Litwinki.

Skład: „Włodek”, Piotr Wierzbicki, Piotr Kwiatkowski, Michał Luciński, Marian Skalski, Marokańczyk Salah, Michał Gąsiorowski (kapitan), Marek Kleitz i Tomasz Zubilewicz

Bramki: Salah i Piotr Kwiatkowski po 2, Michał Gąsiorowski 1

Wyniki:
Reprezentacja Litwy – Reprezentacja Dziennikarzy 5:1
Drużyna prezydenta Suwałk – Wigry Suwałki 5:4
Drużyna prezydenta Suwałk – Reprezentacja Dziennikarzy 5:2
Reprezentacja Litwy – Wigry Suwałki 6:3
Wigry Suwałki – Reprezentacja Dziennikarzy 5:1
Reprezentacja Litwy – Drużyna prezydenta Suwałk 4:4

Tabela:
1. Reprezentacja Litwy
2. Drużyna prezydenta Suwałk
3. Wigry Suwałki
4. Reprezentacja Dziennikarzy

Kliknij TUTAJ, żeby przeczytać relację portalu Sportowe Podlasie.

/muody/

Turniej w Jeleniej Górze

17 grudnia (piątek), Jelenia Góra

Już po raz czwarty zagraliśmy w Turnieju GWIAZDY NA GWIAZDKĘ rozgrywanym w Jeleniej Górze tradycyjnie w ostatni przedświąteczny weekend roku.

Mimo trudów podróży (prawie 500 km), okrojonego składu (musieliśmy podzielić ekipę, bo dzień po dniu czekały nas zawody w Jeleniej Górze i Suwałkach – patrz mapa Polski), braku czasu na aklimatyzację, silnej konkurencji, drewnianego parkietu, na którym rzadko rozgrywamy spotkania, wiatru w oczy i stronniczych sędziów zakończyliśmy turniej na miejscu medalowym.

1. Ale po kolei. W pierwszym spotkaniu (skład: Tomasz Lipiński, Andrzej Twarowski, Cezary Olbrycht (Canal Plus), Marcin Lepa (Polsat Sport), Radek Pyffel (Newsweek), Maciej Sołdan (Gigasport) oraz gościnnie Rafał Kędzior (Orange Sport) i Jacek Ziobro (satyryk) została rzucona na „głęboką wodę” w postaci meczu z GWIAZDAMI POLSKIEJ PIŁKI.

Rywali poprowadził świeżo upieczony reprezentant Polski – Grzegorz Sandomierski, a w polu brylowali Marcin Robak, Michał Kucharczyk, Janusz Gancarczyk, Marcin Komorowski, Janusz Gol czy Jakub Rzeźniczak. Wynik 1:6 (honorowy gol Tomasza Lipińskiego) jak to w piłce bywa, nie oddaje do końca prawdy o tym spotkaniu. A prawda była taka, że POWINNIŚMY PRZEGRAĆ ZNACZNIE WYŻEJ!!!

2. Każdy znajdzie swojego chłopca do bicia, czyli mecz numer 2. Naszym przysłowiowym „chłopcem do bicia” okazały się dziewczęta z czwartej drużyny polskiej ligi – czyli AZS Wrocław. Nie było żadnej taryfy ulgowej (nas też GWIAZDY nie oszczędzały)!!!

Dżentelmani zostali w szatni, na boisku było 6:0. Łupem bramkowym podzielili się Andrzej Twarowski – 3, Radek Pyffel – 2 oraz Marcin Lepa.

3. Gramy o mistrza – czyli mecz numer 3. W związku z tym, że gospodarze turnieju, drużyna o nazwie PRZYJACIELE GOLA (nie Janusza Gola, choć on pewnie też ma przyjaciół) pokonali GWIAZDY POLSKIEJ PIŁKI niespodziewanie stanęliśmy przed szansą wygrania całego turnieju. Warunek – pokonać PRZYJACIÓŁ GOLA (w składzie m.in. Jarosław Lato, Remigiusz Jezierski, Janusz Kudyba czy Radosław Kałużny).

Stawka meczu niestety trochę związała nam nogi. Wprawdzie przy 0:1 i 0:2 mieliśmy dobre okazje, ale w końcu nic „do sieci” przeciwnika nie wpadło. Gol na 0:3 „podciął nam skrzydła”, bramka na 0:4 była trochę przypadkowa. Przy 0:5 ludzie zaczęli wychodzić z sali, końcowe 0:6 przyjęliśmy z westchnienie ulgi.

ZA ROK WAM POKAŻEMY!!!

/cez/

Najlepsi ligowcy

Warszawa, 12 grudnia (niedziela)

Uuufff… Przy trzecim podejściu wreszcie się udało… Do tej pory dwukrotnie przegrywaliśmy w półfinale Pucharu Ligowca, kończąc rywalizację w kategorii Amatorów na trzecim miejscu. W końcu Puchar jest nasz.

Zaczęliśmy 5 grudnia. Wygraliśmy grupę na Warszawiance. Najpierw był walkower (z Orco), potem zwycięstwo 5:2 (z Forte) i decydujący remis 3:3 (z Albi Celestyną). Po tygodniu – finały, rozgrywane już systemem pucharowym.

W ćwierćfinale – ku naszemu zaskoczeniu – spacerek z PL2012. Prezes Marcin Herra wraz ze współpracownikami i przyjaciółmi „poległ” aż 0:9.

W walce o finał z SŁŻ Hazard było trochę nerwowo, bo mimo dwukrotnego prowadzenia dwiema bramkami w koncówce musieliśmy bronić tylko jednobramkowej przewagi. Wygraliśmy 4-3.

I wreszcie finał – z Albi Celestyną – rywalem zespół z którym zremisowaliśmy w grupie. Szybko strzelona bramka przez Marcina Pawłowskiego i prowadzenie do przedostatniej minuty. Po straconym golu wydawało się, że czekają nas rzuty karne, ale sprawę „załatwił” na kilkadziesiąt sekund przed końcem, po indywidualnej akcji, inny Marcin – Rosłoń.

Poza pucharem w nasze ręce trafił także tytuł króla strzelców – dzięki świetnej dyspozycji Andrzeja Twarowskiego… W styczniu rozegramy towarzyski mecz z Gwiazdami Ligowca…

Skład: Konrad Dymalski, Maciej Bonecki, Piotr Gołos, Piotr Przybysz, Maciej Sołdan, Marcin Pawłowski, Andrzej Twarowski, Rafał Dębiński, Marcin Rosłoń i Adam Wasiewicz.

/pp, spa/

Telekamery Mateusza i Sergiusza

grudzień 2010, Warszawa

Mateusz Borek(Polsat Sport) i Sergiusz Ryczel (nSport) znaleźli się wśród komentatorów sportowych nominowanych do Telekamery Tele Tygodnia.

Do 4 stycznia można głosować można głosować na naszych kolegów w internecie, za pomocą wiadomości SMS i kuponów zamieszczonych przez organizatora plebiscytu.

Z Mateuszem i Sergiuszem konkurują dziennikarze telewizji publicznej – Przemysław Babiarz, Maciej Kurzajewski i Piotr Sobczyński.

/spa/

Polish Media Cup

Gdynia, 25 listopada (czwartek)

Jak zawsze na imprezie organizowanej przez znanego animatora działań piłkarskich Tomka Zabielskiego dużo się działo i to nie tylko na boisku…

Turniej wygrała ekipa Canal Plus, która wyprzedziła TVP. Zespoły rywalizują nie tylko na gole, ale i na drobne złośliwości, które w czasie dekoracji zwycięzców „lecą” ze sceny. Kto zaczął? Tego nie pamiętają najstarsi górale, ale – zupełnie jak u Szymona Majewskiego – końca nie widać.

Na najniższy stopień podium załapała się ekipa TVN, wzmocniona kolegami z nSportu. Zespół ten – słusznie zresztą – zyskał miano… najcięższej drużyny turnieju, co chętnie w czasie zawodów podkreślał niezrównany DJ Ucho.

Mieliśmy w Gdyni tylko jeden mecz do rozegrania – pokazówkę z oldbojami Arki. Byliśmy pełni obaw, ale na boisku okazało się, że nie taki diabeł straszny (Choć nie czerwony, a biały, a w zasadzie kogut – że zacytujemy klasyka polskiej szkoły komentatorskiej).

Co prawda, przegraliśmy to spotkanie 3:4, ale wynik wydaje nam się jednak niesprawiedliwy. Szczególnie, że 30 sekund przed końcem wyrównaliśmy (na 3:3). Tak nas ten gol upoił, że zanim schłodziły się nam głowy, rywale strzelili zwycięskiego gola. Pół minuty w futbolu halowym, to jednak kupa czasu. Trzeba szczerze przyznać, że miny po meczu mieliśmy nietęgie.

Gole strzelali Piotrek Orliński, Maciek Sołdan oraz Piotrek Kwiatkowski. Kto dla rywali? Nie zapamiętaliśmy, w takim byliśmy szoku. Można mieć sporo uwag do tego jak momentami graliśmy w obronie, albo jak bardzo gubiliśmy się przy tak prostym elemencie jak zmiany. Pewnie gdyby był z nami trener Wojtek Jagoda, to przynajmniej ten element byłby opanowany, ale zatrzymały go w Warszawie obowiązki służbowe.

Pod względem towarzyskim, wyjazd bardzo udany, ale o samym meczu wnukom wspominać nie będziemy. No może o tym, że pograliśmy z piłkarzami o ligowej przeszłości jak Jarosław Krupski, Grzegorz Niciński czy Dariusz Pasieka.

Arka: Gdynia: Jarosław Krupski – Dariusz Pasieka, Grzegorz Witt, Dariusz Ulanowski, Grzegorz Niciński, Wojciech Ignatiuk, Paweł Bednarczyk Jarosław Krupski – Dariusz Pasieka, Dariusz Ulanowski, Grzegorz Niciński, Wojciech Ignatiuk i Paweł Bednarczyk.

Reprezentacja Dziennikarzy: Jakub Kwiatkowski (Ministerstwo Sportu), Rafał Sak (Eurosport), Michał Luciński (Eursport), Dariusz Tuzimek (nSport), Maciej Sołdan (Giga Sport), Piotr Kwiatkowski (Eurosport), Piotr Orliński (Puma), Krystian Sobierajski (Polsat), Piotr Przybysz (Polsat), Marcin Lepa (Polsat), Marcin Feddek (Polsat), Radosław Pyffel (Chiny i okolice).

/DT/

Remis z dyplomatami

Warszawa, 9 listopada (wtorek)

Mecz z Ministerstwem Spraw Zagranicznych od początku był wyrównany.

W pierwszej połowie przeprowadziliśmy chyba najładniejszą akcję. Rozpoczął ją Antolović vel Szuba, potem Bono do Świra, ten do Twarożka i Błonka miał wymarzoną okazję. Niestety, nie trafił w bramkę. Zostało mu to wybaczone, bo na stadionie Varsovii po 21.00 pomimo oświetlenia zbyt jasno nie było…

Pod koniec pierwszej części wybaczać już nie było czego, bo popełniliśmy bardzo proste błędy w obronie i rywale zdobyli dwie bramki (pierwszą z rzutu karnego). W przerwie trener Jagoda powiedział kilka słów i opuścił szatnię. Sami mieliśmy omówić to, co było złe. Wiele słów nie padło, ale efekty przyszły.

Napastników najpierw wyręczyli obrońcy. Dalekie, świetne podanie Matiego Borka z rzutu wolnego wykorzystał Adam Romer. 1:2 po strzale głową i rywale – pewni siebie po pierwszej połowie – miny mieli coraz mniej tęgie. Potem wyszło nam zagranie zwane „Patayą” (daleki wyrzut z autu). Piłka trafiła w polu karnym do Błonki, a ten bez kłopotów wyrównał. Później „setkę” miał jeszcze Twaro. Okazja na gola była też po szarży Adama Wasiewicza. Goli już jednak nie było i na boisku przy ulicy Międzyparkowej skończyło się remisem.

MVP meczu jednogłośnie uznaliśmy grającego na pozycji defensywnego pomocnika Lutka.

/jankes/

Idziemy na zakupy

29 października (piątek)

Na pierwszym planie opatulona w ciepłe ubranie modelka, tuż za nią kadra dziennikarzy w efektownym wyskoku.

W listopadowym numerze pisma „Avanti”, który właśnie ukazał się w kioskach artykuł o puchowych kurtkach ilustruje sesja zdjęciowa, która odbyła się na naszym treningu na początku miesiąca.

Pojawienie się prawdziwych modelek było wydarzeniem. Niby normalny trening, niby swobodna gierka, ale dało się wyczuć napinanie muskułów i wciąganie brzuchów – zwłaszcza podczas ataków na bramkę, gdzie pracował fotograf. Niektórym przeszkadzał wzrost modelki spotęgowany przez obcasy, ale znaleźli się też tacy, którzy wyjątkowo szybko zakończyli strzelenie rzutów karnych (tradycyjnie ostatni punkt zajęć), by natychmiast popędzić na drugą stronę boiska i „robić tło” dla zdjęć na ławce rezerwowych.

/sołdi, spa/