12 października (wtorek), Lyngby
Jak Duńczycy przyjadą do nas na rewanż to zagramy gdzieś na Białołęce – odgrażaliśmy się z uśmiechem. Dojazd na mecz w Kongens Lyngby przypominał naszą brazylijską wyprawę na wyspę. Poranna taksówka na lotnisko Okęcie, lądowanie w Szwecji, z samolotu autobusem do Malme, pociągiem do Danii (imponującym mostem przez cieśninę Oresund), znowu pociągiem – z Kopenhagi do miejscowości Kongens Lyngby – i wreszcie autobusem pod stadion. – Wyprawy do krajów trzeciego świata są tańsze – stwierdzili prezesi, gdy wydawali korony na kolejne bilety.
Przez labirynt kortów tenisowych i basen trafiliśmy w końcu na miejsce. Obiekt Lyngby BK dwukrotnego mistrza Danii, który 9 lat temu zbankrutował i musiał zaczynać od początku – jako klub amatorski – to kilka boisk z naturalną trawą i jedno ze sztuczną, na którym odbył się nasz mecz.
– Po pierwsze pomagamy obrońcom – apelował do pomocników Wojciech Jagoda. Na odprawie trener zwrócił uwagę na słabą frekwencję na treningach i nawiązał do ostatnich spotkań Reprezentacji Dziennikarzy w Białymstoku i Konstancinie. W ataku wystawił Chińczyka a nie Błonkę, tłumacząc, że w naszej drużynie charakter jest ważniejszy od umiejętności. – Chciałbym, żeby rozgrzewkę poprowadził młody Kwiatek – powiedział Jaggi przed wyjściem z szatni. Zapanowała konsternacja. – Wiem, że do tego nie dorosłeś, więc poprosimy Świra.
Przeciwników zobaczyliśmy po raz pierwszy dopiero na boisku. Wyglądali na „grających”. Przewyższali nas warunkami fizycznymi pod każdym względem. Ktoś nawet krzyknął z podziwem: –Nie mają żadnego grubasa!
Jak się okazało to wyłącznie dziennikarze zajmujący się piłką nożną, głównie z Kopenhagi. Nie trenują. Spotykają się tylko przy okazji meczów swojej reprezentacji Danii. Rozgrywają 4-6 spotkań rocznie z mediami przeciwnika. Aż 4 razy grali ze Szwedami, na których Dania wpada ostatnio regularnie we wszystkich eliminacjach. Kopali piłkę nawet w Republice Południowej Afryki. Podczas mundialu zmierzyli się ze sztabem szkoleniowym pierwszej reprezentacji.
Duńczycy długo nie mieli reprezentacji dziennikarzy. Reaktywacja nastąpiła trzy lata temu przy okazji meczu drużyny narodowej w Hiszpanii. Zwycięstwo w Madrycie uskrzydliło uczestników.
Kilka dni wcześniej, w dniu eliminacyjnego spotkania EURO 2012 w Portugalii nasi rywale pokonali gospodarzy – tak jak my 3 lata temu – 3:2. W dniu meczu reprezentacji Polski z Ekwadorem w Kanadzie, pod Kopenhagą wystąpiliśmy w zastępstwie Cypru, który nie miał drużyny.
W Lyngby zadebiutował bramkarz Grzesiek Jędrzejewski z Reprezentacji Artystów Polskich, który od kilku miesięcy trenuje z nami. – Znam obie drużyny i nie potrafię sobie wytłumaczyć jak RAP wygrał z wami wszystkie mecze – opowiadał po drodze. – Przy strzałach z bliska wyczynia cuda, gorzej gdy strzelają z dystansu – scharakteryzował debiutanta trener. W trakcie pierwszej połowy sam przyniósł mu czapkę, żeby nie raziło go słońce.
Drugoligowy sędzia, który musiał sobie radzić bez liniowych, poprosił, żeby o spalonych decydowali bramkarze. Pierwsza połowa należała do gospodarzy. Najpierw trafili w poprzeczkę, później strzelili gola. Na pewno przy bramkowym dośrodkowaniu Grzesiek mógł się lepiej zachować. Piłka przeleciała mu pod kolanem i Duńczyk wepchnął ją z bliska do pustej bramki.
Być może potrzebowaliśmy całej pierwszej połowy na aklimatyzację i pokonanie znużenia kilkugodzinną podróżą, bo druga połowa należała zdecydowanie do nas. – Mamy ich – krzyczał co chwila trener. Duńczycy opadli z sił, mieli problem, żeby wyjść z własnej połowy. Były sytuacje, ale zabrakło bramek. – To grzech przegrać taki mecz – rozpamiętywał później Jaggi. Bramkarza gospodarzy mogli pokonać Kwiatek, Świr, Sołdi i Sikorka. Arbiter nie odważył się gwizdnąć karnego przeciwko rodakom, choć miał podstawy w 2 sytuacjach.
W samej końcówce zostaliśmy skontrowani. Sędzia przymknął oko na faul na Piotrku Gołosie, dwóch Duńczyków znalazło się przed Grześkiem i nie zmarnowali takiej okazji. Mecz zakończył się zwycięstwem rodaków Jana Christiana Andersena 2:0. To była dobra wróżba na wieczorny mecz pierwszej drużyny Danii. – Przyszłość należy do nas – pocieszał nas w szatni Piotrek Świerczewski.
Przez cały mecz mecz wokół boiska truchtał Czarek Olbrycht, ale nie wszedł nawet na minutę. Po operacji kręgosłupa nie jest jeszcze gotowy do gry.
Z rywalami spotkaliśmy się jeszcze na obiedzie w sali klubowej obwieszonej proporczykami z całego świata. Pod sufitem wisiały też proporczyki Pogoni Szczecin i Motoru Lublin. Okazało się, że „dziewiątka”, który wpadł nam w oko na boisku, to były napastnik Lyngby, który grał w III lidze włoskiej. Duńczycy opowiadali też o następnym swoim meczu. Za trzy dni mieli zagrać ze studentami szkoły dziennikarstwa z Arhus.
Wieczorem, już w Kopenhadze, razem z naszymi pogromcami, obejrzeliśmy eliminacyjny mecz EURO 2012. Dania zasłużenie pokonała Cypr 2:0. W pierwszej połowie miała przygniatającą przewagę, ale zaczęła trafiać dopiero po przerwie. Na boisku szalał Dennis Rommedahl, na trybunach orkiestra grała muzykę z filmu „Gang Olsena”, z band reklamowych spoglądały na nas oczy trenera Mortena Olsena, który nie mógł wytrzymać na ławce rezerwowych Danii.
Reprezentacja Dziennikarzy: Jędrzejewski – Bonecki, Romer, Gilarski, Borek – Sołdan, Sak, Gołos – Świerczewski, Tuzimek – Pyffel. Na rezerwie: Pawłowski, Błoński, Sikora, Wierzbicki, P. Kwiatkowski i Skalski.
/spa/