Warszawa, 6 grudnia (niedziela), Hala Piłkarska
JEDEN MECZ, DWIE DRUŻYNY, WIELE RADOŚCI
20 600 złotych z Fundacji Orange trafiło do Ośrodka Wsparcia Dziecka i Rodziny „Koło” w Waszawie dzięki 103 kilometrom, które „wybiegaliśmy” przez 70 minut (graliśmy na dużym boisku 2 razy po 35 minut) charytatywnego meczu z drużyną Orange i Przyjaciele.
Rywale wygrali 6:3. W drużynie Orange – prowadzonej przez Pawła Janasa – wystąpili między innymi prezes PZPN Grzegorz Lato, były selekcjoner Stefan Majewski, sekretarz związku Zdzisław Kręcina, obrońca Legii Dickson Choto, II trener Widzewa Piotr Stokowiec, bramkarz, który rozegrał ponad 300 meczów w ekstraklasie Piotr Wojdyga, czołowy strzelec I ligi Marcin Robak, były reprezentant Polski w kategorii juniorów Piotr Orliński z Pumy i Piotr Gołos z Orange.
Sędziował najlepszy według tygodnika Piłka Nożna arbiter ekstraklasy w sezonie 2008/2009 Marcin Borski z Warszawy. Komentował Tomasz Smokowski z Canal Plus.
NAWET ZDZISŁAW KRĘCINA CHCIAŁ PRZEBIEC JAK NAJWIĘCEJ
Zawodnicy obu drużyn biegali z przymocowanym do ręki urządzeniem mierzącym kroki. Na tej podstawie po spotkaniu policzono sumę przebiegniętych kilometrów. Lato pod tym względem był w czołówce. Grał w ataku, walczył, świetnie się ustawiał, a przede wszystkim strzelił ładnego gola. Jak za dawnych lat. – napisał Dziennik Gazeta Prawna.
POMARAŃCZOWY ŚWIĘTY MIKOŁAJ
Tak przebieg spotkania opisała Polska: Gdy zespół Grzegorza Laty przegrywał 0:1 (prowadzili dziennikarze po golu Rafała Dębińskiego z Canal Plus), szef PZPN oddał strzał (choć to raczej nadużycie tego terminu, bo pika leciała i… płakała), a bramkarz kadry dziennikarzy zapomniał się odbić. (…) Po chwili ten sam bramkarz znów musiał wyjmować futbolówkę z sieci. Tym razem po uderzeniu samobójczym partnera z drużyny. Jego nazwisko tym razem miłościwie pomińmy, bo w końcu był to mecz dobroczynny, prawda? Dziennikarzom jeszcze przed przerwą udało się wyrównać, po golu Michała Gąsiorowskiego z radiowej Trójki. Do przerwy było 2:2 i choć mogłoby się wydawać, że to sukces dziennikarzy, to ich trener nie był zadowolony. Na burę według niego zasłużyło aż 17 (z 18!) zawodników. (…) Na początku drugiej połowy znów powody do radości mieli dziennikarze, po podaniu Andrzeja Twarowskiego gola głową strzelił Rafał Dębiński. (…) Dziennikarz na nic więcej tego dnia stać nie było, a cztery gole strzelili piłkarze Orange.
103 KILOMETRY ZA 20 TYSIĘCY
Przegląd Sportowy zwrócił uwagę, że na boisku nie brakowało ostrych spięć, choć impreza miała charakter charytatywny. W pewnym momencie Stefan Majewski, wściekły na decyzje sędziego liniowego, rzucił w niego piłką, gdyż uważał, że gol padł ze spalonego. A później po interwencji popularnego „Doktora” z boiska zniesiony został szef nSportu Dariusz Tuzimek. – Staraliśmy się jak nigdy, wyszło jak zawsze. Trener obiecał nam, że będzie niezadowolony tylko wtedy, gdy nie będziemy realizować założeń taktycznych, ale burę dostawaliśmy za każde niemal niecelne zagranie – stwierdził Tuzimek, który w reprezentacji dziennikarzy pełni funkcję prezesa i kapitana. – Muszę przyznać, że był to niestety jeden z najgorszych meczów jakie rozegraliśmy – dodał.
POWIEDZIELI PO MECZU:
Stefan Majewski: Bardzo fajna inicjatywa. Uczestniczę w tym spotkaniu już po raz trzeci. Widzimy tutaj, że każdy człowiek ma jakby dwie dusze. Na boisku wychodzi ta druga dusza – sportowca. Każdy chce wygrać. każdy walczy i to jest właśnie piękne. Prezes Lato jest bardzo skuteczny bym powiedział. Dużo nie biega, ale wie gdzie nogę włożyć i jak strzelić.
Piotr Wojdyga: Dobrze to wyglądało z tyłu, bo wygraliśmy, a ja puściłem tylko 3 bramki (śmiech). Fajna zabawa, miałem bardzo dobrą linię obrony: Choto, Stefan, Piotrek Stokowiec. Ludzie, którzy w piłkę grali, albo jeszcze grają na bardzo wysokim poziomie. Mimo to 3 bramki padły. Rywale byli bardzo ambitni, widziałem ich zaangażowanie. Cieszymy się, że tak to wyszło.
Ja się cieszę, że jestem zdrowy, bo nie ukrywam, że mam trochę kłopotów zdrowotnych, grałem kilka lat, jestem po operacji kręgosłupa i na pewne rzeczy muszę uważać. Lata też robią swoje. Już trochę inaczej patrzy się na piłkę.
Piotr Stokowiec: Trener Janas powiedział tylko jedno, że nie lubi przegrywać. To była sentencja krótka, ale treściwa i wszyscy wiedzieli już o co chodzi. Myślę, że reszta słów była zbędna. Trener Janas jest oszczędny w słowach, ale tak dosadnie potrafi powiedzieć. Wystarczyło nam to.
Trener dostał kartkę ze składem wyjściowym od Orange, ale przed samym wyjściem zmodyfikował trochę ustawienie i chyba wyszło dobrze, bo wygraliśmy.
Graliśmy w takim ataku pozycyjnym, a dziennikarze kontrowali i to dość skutecznie. Bardzo fajnie się przesuwali, bronili dostępu do bramki, wszystko tak jak w książce jest napisane, ale myślę, że przeważyło nasze doświadczenie. Paru z nas wiele lat grało w piłkę, już nie jesteśmy zawodnikami, ale to doświadczenie owocuje. Dziennikarze grają amatorsko, my – zawodowo. Mamy pewne nawyki i zachowania, wygraliśmy drobiazgami. Gdzieś trzeba wsadzić nogę, ustawić się odpowiednio. Takie niuanse. Myślę że to zaważyło. Wieloletnia praca na treningach, mecze, to jest jakiś kapitał, który jeszcze owocuje. Przy pierwszej bramce Lato bardzo ładnie się uwolnił. Nikt nie powie, że to przypadek. To umiejętności.
Mecz wyrównany, otwarty, nie był do jednej bramki. Tylko ostatnie 10 minut mieliśmy już bramkową przewagę, a tak mecz trzymał w napięciu i szala mogła się przechylić w jedną albo w drugą stronę. Myślę, że wszystko udało się tak jak trzeba. Wygrał szkoleniowiec bardziej doświadczony.
Piotr Orliński: Grzegorz Lato na pewno był efektywny. Lata gry w piłkę zrobiły swoje. Mimo wieku i bardzo „tężyzny” dobrze sobie radził. Dickson Choto grał sobie z uśmiechem i na luzie. Bardzo fajnie do tego podszedł. Był bezpieczny sam dla siebie i oczywiście bezpieczniejszy dla przeciwników, ale i tak ciężko go było przejść. Wydaje mi się, że w tym meczu przeważyło to, że drużynie dziennikarzy chyba zabrakło sił . Po prostu w pewnym momencie przewaga była po stronie Orange właśnie z tego względu. Dużo łatwiej się przez to grało.
Przy pierwszym trafieniu trochę mi zeszło. Wiadomo, że chciałem uderzyć na bramkę, ale, że tak wpadło to cieszy.
Tomasz Smokowski: Muszę powiedzieć, że reprezentacja dziennikarzy poczyniła bardzo duże postępy jeśli chodzi o grę taktyczną. Widać, że trener Wojciech Jagoda pilnie śledzi catenaccio i inne rozwiązania futbolu defensywnego. Widać, że paru zawodników, nie wytykając palcami, posunęło się nie tylko o rok, ale jeszcze o kilka kilogramów do przodu. A tak zupełnie wprost, zbyt wiele argumentów miała drużyna Orange, zbyt wielu byłych piłkarzy z Piotrem Orlińskim na czele. Mówiąc brutalnie „rozklepali trochę dziennikarzy” i mimo całych ambicji widać było, że w ostatnich 30 minutach już kilka osób szukało pilnie przy linii bocznej butli z tlenem. Tak bywa. Trzeci raz porażka, ale jak mówi stare przysłowie, do czterech razy sztuka.
Gole: Dębiński 2, Gąsiorowski 1 – Orliński 2, Stokowiec 1, Robak 1, Lato 1, samobójcza 1
Trzeci raz z rzędu drużyna Orange i Przyjaciele okazała się od nas lepsza (6:3, 7:2, 5:4). Dwa pierwsze mecze kończyły się remisem (6:6 i 3:3).
/spa/
ZDJĘCIA W MULTIMEDIACH.