Koniec tournee

21 maja (czwartek) Amsterdam – Warszawa

Po przesiadce w Amsterdamie przed 17.00 wylądowaliśmy bezpiecznie na Okęciu. Wszystkie bagaże razem z nami!

Pokonaliśmy w 10 dni ponad 20 tysięcy kilometrów, poznaliśmy smak caipirinhy, kopaliśmy piłkę na Copacabanie, kąpaliśmy się w Atlantyku.

W Brazylii przekonaliśmy się, że piłka nożna w kraju kawy i samby to nadal więcej niż religia, a najbardziej znanym Polakiem jest Grzegorz Lato, król strzelców mundialu 1974 r.

Przy okazji udało nam się zaoszczędzić górę pieniędzy. Początkowo nasz wyjazd miała zorganizować agencja, która oferowała nam mecz na Maracanie i patronat byłego prezydenta FIFA Joao Havelange. Wszystko za drobne 550 tysięcy dolarów, wliczając nawet gwizdki dla sędziów, breloczki i hostessy. Udało się własnymi siłami, przy „nieco skromniejszym” budżecie.

Teraz jeszcze aklimatyzacja…. Jutro trening. O 5.00 rano czasu brazylijskiego…

PS. Do półfinału Pucharu Brazylii awansował Internacional Porto Alegre, który w rewanżu pokonał 2:1 Flamengo Rio de Janeiro. Internacional prowadzi w lidze krajowej z kompletem zwycięstw po trzech kolejkach.

/spa/

Brazylia, dzień 9.

20 maja (środa), Sao Paulo

W Sao Paulo skoczyła dziś sprzedaż kawy. Dobrze wykorzystaliśmy szansę na ostatnie zakupy… Odwiedziliśmy miejscową „Arkadię” i „Jarmark Europa”.

Z kraju dotarły do nas wieści o rozstrzygnięciach przetargu na transmisje z Ligi Mistrzów, które najbardziej ucieszyły kolegów z Nsportu i Polsatu. Trener autentycznie się wzruszył.

Oczekiwanie na lotnisku Guarulhos skróciliśmy sobie oglądając tryumf Szachtara Donieck Mariusza Lewandowskiego w ostatniej edycji pucharu UEFA. Pierwsze minuty obejrzeliśmy jeszcze w busie (kierowca trzymał jedną ręką kierownicę, a drugą antenę od telewizora). Dogrywka kończyła się już w czasie boardingu.

Wieści o naszej porażce w Tres Rios dotarły do Polski przed nami, za sprawą publikacji Przeglądu Sportowego i Eurosportu.

/spa/

Brazylia, dzień 8.

19 maja (wtorek), Morro de Sao Paulo – Sao Paulo

Powtórka z rozrywki, czyli dzień w podróży.

Zbiórka o 5.30! Zamarudziliśmy trochę z porannym rejsem na autobus i ledwo zdążyliśmy na prom do Salvadoru. Kilka minut i samolot odleciałby bez nas.

Na lotnisku okazało się, że nasz lot do Sao Paulo jest opóźniony. Podczas odprawy kazano nam spuścić powietrze z piłek. W tamtą stronę napompowane futbolówki nie były problemem…

Chwilę po tym, jak koła samolotu dotknęły pasa, już znaliśmy wynik z Chorzowa, czyli 1:0 dla Lecha. „Kolejorz” zdobył Remes Puchar Polski. Gratulacje dla Bartka i Roberta !

Sao Paulo, największe miasto Ameryki Południowej, jest naprawdę olbrzymie. Jedna z największych aglomeracji świata wygląda z lotu ptaka jak fotomontaż – multiplikacja zdjęcia ścisłego centrum Warszawy. Kojarzy się z planetą – miastem z Gwiezdnych Wojen (Coruscant), stolicą Galaktycznej Republiki. Rio de Janeiro zdecydowanie bardziej przypadło nam do gustu.

Niestety, nie udało się nam zorganizować drugiego meczu w Brazylii. Jak się okazało, tego wieczoru nie było nawet spotkania, które moglibyśmy zobaczyć na stadionie. Wielu z nas myślami jest już w Polsce.

/spa/

2009-05-18: Brazylia, Remes Cup w siatkówce

Brazylia, dzień 6. i 7.

17-18 maja (niedziela/poniedziałek), Morro de Sao Paulo

Załamanie pogody… Prawie 2 dni padał deszcz! Aura popsuła niedzielną wycieczkę wokół wyspy. Na łódce strasznie nam dolało. Krople kłuły w twarz jak igły. Z nurkowania na rafie koralowej nic nie wyszło. Fala była za wysoka.

Tomasz Zubilewicz posypał głowę popiołem: Okazuje się, że moja moc kończy się gdzieś nad Oceanem Atlantyckim. Przewidywałem opady, ale nie aż takie. A z drugiej strony, poznaliśmy co to znaczy równikowy, zenitalny deszcz. Wyprawy piłkarskie mają to do siebie, że uczą nas pokory do życia.

Nagle mamy baaaaardzo dużo wolnego czasu. W jednej z wielu knajpek w Morro de Sao Paulo zjedliśmy doskonałe owoce morza.

Bartosz Remplewicz musiał nas opuścić, żeby zdążyć na wtorkowy finał Remes Pucharu Polski w Chorzowie między Lechem Poznań a Ruchem. Jego ponad 60-godzinną (sic!) podróż można porównać do słynnego dialogu z filmu Barei „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” o bardzo dobrym połączeniu do pracy. W Monachium zginęły mu bagaże. Dojechał na Stadion Śląski pół godziny przed meczem.

Przykra sprawa, Piotr Kwiatkowski i Andre Mafra zostali napadnięci. Bandyci mieli nóż. Na szczęście naszym kolegom nic się nie stało.

Zdjęcia w MULTIMEDIACH

/spa/

2009-05-16: Brazylia, Morro de Sao Paulo

Brazylia, dzień 5.

16 maja (sobota), Morro de Sao Paulo

Dopiero dzisiaj zobaczyliśmy wioskę Morro de Sao Paulo w całej okazałości. Latarnia morska, mury obronne, fort, hamaki, wąskie uliczki, plaże, palmy – istny raj na ziemi. Nad wodą spędziliśmy pół dnia. Z nieba lał się żar.

Puchar Remesa w siatkówce plażowej zakończył się sensacyjnym zwycięstwem pary Andre Mafra – Piotr Wierzbicki, która w finale pokonała faworytów Macieja Sołdana i Marcina Lepę. Trzecie miejsce dla „remesów” Bartka Remplewicza i Roberta Hirscha.

Zdjęcia w MULTIMEDIACH.

/spa/

Brazylia, dzień 4.

15 maja (piątek), Tres Rios – Morro de Sao Paulo

To był dzień (film) drogi.

Postanowiliśmy się podzielić. Część grupy pojechała do Rio zwiedzać Maracanę, część wybrała spotkanie z naturą, czyli dżunglę koło Tres Rios. Połączyliśmy siły na lotnisku w Rio de Janeiro, gdzie zaczął się nasz maraton. Samolot (do Salvadoru, stolicy stanu Bahia) – autobus – łódka – autobus – łódka.

Najciekawsze były oba rejsy. Pierwszy w przepełnionej łodzi z tubylcami, drugi z górą walizek na dziobie. W ten sposób, już po zmroku, dotarliśmy do cudownej wioski rybackiej Morro de Sao Paulo na wyspie Tinhare, jednej z trzech zamieszkałych wysp w archipelagu 26 wysp, którą przed laty upodobali sobie hipisi. Dawna baza piratów i pierwszej brazylijskiej floty, odkryta w XVI wieku, nie ma asfaltowych dróg.

Nasze bagaże do hotelu Vista Bela zawieźli tragarze na taczkach. Jak się okazało, takie taksówki to tutaj nic nadzwyczajnego. Nie dalibyśmy rady tak szybko zaciągnąć walizek po stromych podejściach.

/spa/

2009-05-14: Brazylia, mecz w Tres Rios

Brazylia, dzień 3.

14 maja (czwartek), Rio de Janeiro – Tres

Wyjazd na mecz z brazylijskimi oldbojami do miejscowości Tres Rios (Trzy Rzeki).

Kierowcy naszych busów, zaskoczeni liczbą naszych bagaży, musieli wziąć przyczepę. Droga z Rio była bardzo kręta – prowadziła górskimi serpentynami. Zdjęcia zrobiliśmy w punkcie widokowym w Petropolis.

Po zameldowaniu się w hotelu Comendador, ruszyliśmy na stadion klubu Entrerriense (Międzyrzecze) z III ligi stanowej. Naszymi rywalami mieli być oldboje z tej miejscowości.

Przebieraliśmy się w murowanej szatni zamykanej na kłódkę, z wielką zamrażarką w środku. Mecz trochę się opóźnił. Musieliśmy poczekać na zakończenie treningu drużyny młodzieżowej. Byliśmy lekko zaskoczeni dziwną, szeroką trawą na boisku. Po tej murawie, przed laty, biegały gwiazdy największych brazylijskich klubów!

Graliśmy na trzech stoperów. To był ukłon trenera w stronę brazylijskiej taktyki. Zaczęliśmy w składzie Kiryluk – Skalski, Sikora, Walkiewicz, Romer, Lepa – Hirsch, Sołdan, Tuzimek – Remplewicz, Zieliński. Na zmiany wchodzili Pyffel, Kowalski, Zubilewicz, Kwiatkowski i Mafra. Nie mogli nam pomóc niedysponowani Olbrycht, Bandych, Koprowicz i Wierzbicki.

Pierwsza połowa należała zdecydowanie do nas, szwankowały jednak celowniki. W drugiej połowie, którą kończyliśmy przy sztucznym świetle, „załatwił nas” Herivelto, były piłkarz Fluminense, portugalskiego Maritimo (pamięta grę przeciwko Juskowiakowi), greckiego Ionikosu (za czasów Jacka Gmocha) i angielskiego Walsall. Zaliczył dwie niemal identyczne asysty. Pomknął z piłką skrzydłem i dograł w pole karne. Jego drugie podanie poprzedziło „magiczne dotknięcie” Roberta Zielińskiego, który przelobował bramkarza. W samej końcówce doskonałej okazji na wyrównanie nie wykorzystał Radek Pyffel.

Wśród naszych rywali byli piłkarze z ligową przeszłością. Leonardo „Leo” były napastnik portugalskiego Pacos Fereira, strzelił gola, który dał Fluminense mistrzostwo stanowe. Walter był pomocnikiem Botafogo. Da Silva grał we Flamengo i Vasco da Gama. Trener naszych przeciwników Vinicius Righi, były zawodnik Bragi, chwalił się, że grał w jednej drużynie (Flamengo) z Zico. Bardzo dobrze na obronie spisywał się Tatao, trener przygotowania fizycznego młodzieżowej drużyny Entrerriense. Naszą uwagę zwróciła też „mała 10tka”. Ze Carlos – jak usłyszeliśmy – miał olbrzymi talent, ale nie potrafił go wykorzystać. Musimy wierzyć na słowo…

Na pomeczowej kolacji z rywalami sprezentowaliśmy sędziom i najlepszym z przeciwników koszulki. Brazylijczycy żartowali, że chcieliby wziąć naszego bramkarza.

Herivelto:Jesteśmy dumni, że przyjechaliście właśnie do nas. To zaszczyt, że graliśmy z zespołem, który reprezentował swój kraj. Będzie się o tym mówić. Podobał mi się wasz styl gry i szybkość. Tworzyliście kolektyw. Współpracowaliście na boisku. Widać, że razem trenujecie. Chciałbym, żebyście przyjechali jeszcze raz. Zorganizowalibyśmy fiestę, z sambą i z większą liczbą ludzi na trybunach.

Zdjęcia w MULTIMEDIACH

/spa/