Podsumowanie 2008

W mijającym roku rozegraliśmy 11 meczów na dużym boisku, w tym trzy międzynarodowe (z Węgrami, Austriakami i Włochami). Znowu nie udało nam się awansować do drugiej rundy Pucharu Polski. Lepszy bilans mamy w meczach „pod dachem”.

2008 – OKIEM STATYSTYKA

NA DUŻYM BOISKU

Mecz międzypaństwowe: Węgry 3:0, Austria 1:2, Włochy 8:2.

Pozostałe: Pekao SA 2:1, oldboje Wisły Kraków 2:2, Nasielsk 4:3, oldboje Lecha Poznań 0:5, Białołęka II 1:3 (Puchar Polski), Sejm RP 1:0, Krasnystaw 4:1, Bydgoszcz 1:2.

Bilans: 6 zwycięstw – 1 remis – 4 porażki, gole: 27-21.

Najwyższe zwycięstwo: 4:1 Krasnystaw
Najwyższa porażka: 0:5 oldboje Lecha Poznań

Bramki (w sumie 27):
4 – Radosław Pyffel
3 – Robert Błoński, Cezary Olbrycht i Maciej Sołdan
2 – Mariusz Jankowski, Jacek Kowalski, Mirosław Szymkowiak i Robert Zieliński
1 – Robert Hirsch, Michał Gąsiorowski, Piotr Gołos, Michał Kocięba, Dariusz Tuzimek i Andrzej Twarowski

W HALI

WIELKA ORKIESTRA ŚWIĄTECZNEJ POMOCY (Konica Minolta 1:1, Nestle Waters 9:1, Polonia Warszawa 0:4, AZS VB Leasing Wrocław 6:1)

PUCHAR FUNDACJI ART SPORT (WPG 2:3, Mittal Steel 2:2, Konica Minolta 3:0 walkower, Casino Poland 1:0, WPG 3:2, Lekarze Szczecin 3:1)

PUCHAR LIGOWCA (KP Legia i Przyjaciele 3:2, Pohybel DF 1:1, Africando 4:1, Franco Feruzzi 3:1, Argentinos Juniors 1:1, Castrol Team 3:1)

REMES CUP EXTRA Oldboje Lecha Poznań 5:5
Ebi i Przyjaciele 8:2
Orange i Przyjaciele 2:7
Reprezentacja Tyrolu 7:7

Najwyższe zwycięstwo: 9:1 Nestle Waters
Najwyższa porażka: 2:7 Orange i przyjaciele

Bramki (w sumie 67, bez karnych):
7 – Dębiński i Rosłoń
6 – Olbrycht
5 – Kwiatkowski P. i Pyffel
4 – Błoński, Jankowski i Sołdan
3 – Gołos, Sak, Kocięba i walkower
2 – Błoński junior, Romer i Sikora
1 – Gąsiorowski, Kubica, Pawłowski, Przybysz, Tuzimek, Wierzbicki i Zubilewicz

BILANS: 11 zwycięstw – 6 remisów – 3 porażki, gole: 67:43.

/spa/

2008-12-21: Warszawa, Puchar Ligowca finały

Szampan i głosowanie na Wigilię

Warszawa, 21 grudnia (poniedziałek)

Pod „balonem” odbył się przedostatni trening w tym roku. Po zajęciach spotkaliśmy się na Wigilii. Szampanem z okazji urodzin zaskoczył nas Mariusz Walkiewicz.

IMG_8024_edited

Przy okazji przyjęliśmy roczne sprawozdanie zarządu i przegłosowaliśmy kilka zmian w statucie Stowarzyszenia.

Przekonaliśmy się, jak działa PZPN-owska „maszynka do głosowania”, ponieważ wszystkie propozycje przeszły bez głosu sprzeciwu.

Zmieniliśmy skład Komisji Rewizyjnej i powołaliśmy instytucję członka wspierającego, czyli członka na próbę, bez prawa wyborczego.

/spa/

Najlepiej ubrany Mati

Mateusz Borek został uznany za jednego z najlepiej ubranych Polaków. Zdobył Oskara Fashion w kategorii Informacja/Publicystyka. Wyróżnienia przyznali czytelnicy Fashion Magazine.

Razem z „Matim” w tej kategorii została nagrodzona Hanna Lis. Nominowani byli także Bogdan Rymanowski, Andrzej Morozowski, Kamil Durczok i Tomasz Lis. Statuetkę wręczyła Monika Richardson.

Oskary Fashion to konkurs promujący młode talenty w dziedzinie mody. Organizatorzy przy okazji wręczyli statuetki najlepiej ubranym Polakom. 60 osób nominowano w kategoriach: Film, Muzyka, Media, Moda, Biznes, Informacje/Publicystyka.

Gala Finałowa, którą prowadziła Grażyna Torbicka, odbyła się 15 grudnia w Siedzibie Mercedesa w Warszawie.

Mateusz Borek ma szansę na kolejne wyróżnienie, ponieważ jest nominowany do Telekamery Tele Tygodnia w kategorii KOMENTATOR SPORTOWY.

/spa/

Podium w Pucharze Ligowca

Warszawa, 21 grudnia (niedziela)

W Pucharze Ligowca zajęliśmy trzecie miejsce w kategorii Amatorów. Po tygodniowej przerwie (patrz „Lepsi od Legii”) do decydujących spotkań przystąpiliśmy w nieco zmienionym składzie.

Największą dramaturgię miał mecz półfinałowy, jak się później okazało, nasz najsłabszy tego dnia. Przy stanie 0-0 sędzia podyktował rzut karny dla rywali za rękę, choć nie było celowego zagrania, ani piłka nie zmieniła kierunku. Kuba Kwiatkowski fantastycznie obronił!

Gdy obie drużyny grały w osłabieniu (u nas Marcin Rosłoń dostał karę 2 minut), objęliśmy prowadzenie po strzale Piotra Przybysza. Niestety, rywale zdążyli wyrównać z rzutu wolnego.

W serii rzutów karnych trafili: Rosłoń, Pawłowski i Przybysz. Michał Luciński trafił w słupek, strzał Olbrychta obronił bramkarz, a Piotr Kwiatkowski nie trafił w bramkę. Kuba Kwiatkowski nie dał się pokonać 2 razy (obronił jeden strzał, raz rywal przestrzelił).

Jacek Kowalski, który bronił tydzień temu, zagrał w meczu o trzecie miejsce jako napastnik. W tym ostatnim spotkaniu zabrakło Czarka, który pojechał skomentować mecz ligi hiszpańskiej w C+. MVP turnieju został uznany Marcin Rosłoń!

Mecz o wejście do półfinału z Franco Feruzzi 3-1. Gole: Rosłoń 2, Pawłowski 1 (z karnego).
Mecz o wejście do finału z Argentinos Juniors 1-1. Po 6 seriach rzutów karnych 3-4. Gol Przybysz.
Mecz o 3. miejsce z Castrol Team 3-1. Gole: Rosłoń 2, Kwiatkowski P. 1.

Grali: bracia Kwiatkowscy, Rosłoń, Olbrycht, Zubilewicz, Luciński, Przybysz, Kowalski, Sikora i Pawłowski.

W finale Argentinos Juniors przegrali karnymi z drużyną Elmar.

/spa/

2008-12-17: Zillertal, mecz z Górnym Tyrolem

Remis ze wskazaniem

17 grudnia (środa) 2008

Michał Kocięba ustawia piłkę na „wapnie”, wytrzymuje wojnę nerwów i po chwili grający w czerwono-białych strojach biało-czerwoni (znaczy się my) mogą fetować kolejne zwycięstwo. Tym razem po serii „jedenastek” nad reprezentacją Górnego Tyrolu. Mecz rozegraliśmy w hali, w austriackiej dolinie Zillertal. Po 60 minutach gry (2×30) był remis 7:7.

Nie było lekko. Rywale po obejrzeniu naszego treningu postanowili bowiem nieco przemeblować skład. Mięli grać samorządowcy. Na boisko wyszły chłopy jak dęby. Średnia wieku – 25 lat, średnia wzrostu – 180 cm. I żadnego pana z brzuszkiem.

Pewnie narciarze – robiliśmy sobie nadzieję, zanim zaczęli kopać piłkę. Grają gdzieś tam po czwartych, piątych ligach – bagatelizowali gospodarze. Daj Bóg taki poziom w IV lidze! Przez pierwszych 10 minut dwa razy wyszliśmy z naszej połowy. Rywale grali z „klepki”, albo na dwa kontakty i trochę nas przydusili.

Ale nie z takich opresji wychodziliśmy obronną ręką. Dość szybko straciliśmy bramkę, ale potem „obrona Częstochowy” funkcjonowała jak należy. Dość długo utrzymywał się wynik 1:2. Pękliśmy w połowie drugiej połowy. To wtedy „samorządowcy” odskoczyli na 2:6 i wydawało się że jest „po ptakach”. Nie od dziś wiadomo jednak, że biało-czerwoni najlepiej grają przyparci do ściany. Dwa ataki husarii i zrobiło się 4:6. Wtedy… no, właśnie – tutaj zdania są podzielone.

Istnieje podejrzenie graniczące z pewnością, że gospodarze postanowili być za bardzo gościnni. Mówiąc dosadniej, ktoś (nikt nikogo jednak za rękę nie złapał) doszedł do wniosku, że miło byłoby, gdyby spotkanie zakończyło się remisem. To tylko podejrzenia, ale faktem jest, że w ostatniej minucie zrobiło się 6:6. No właśnie – i wtedy po raz pierwszy tego wieczoru wkroczył do akcji Michał Kocięba.

Były rzecznik PZPN, który brzydzi się wszelkimi układami, kilka sekund po tym jak Austriacy wznowili grę odebrał im piłkę i uderzeniem z połowy boiska wpakował w samo okienko. No i konsternacja… Najlepszy austriacki arbiter (spotkanie sędziował Konrad Plautz), który już miał odgwizdać koniec spotkania, nagle stwierdził awarię swojego chronometru. Jednym słowem graliśmy już nie na czas, ale aż do wyrównania. Rywalom zajęło to około 5-ciu minut. Wtedy to przy stanie 7:7 pan Plautz z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku gwizdnął po raz ostatni.

O rzutach karnych już było. To my byliśmy skuteczniejsi, a kropkę nad „i” postawił bohater wieczoru – Michał Kocięba. Z dziennikarskiego obowiązku dodajmy, że w regulaminowym czasie gry bramki dla naszych strzelali: Cezary Olbrycht – 2, Radek Pyffel – 2, Michał Kocięba, Maciek Sołdan i Michał Gąsiorowski po 1.

Warto też dodać, że po spotkaniu uścisnęliśmy sobie dłonie (co akurat w przypadku Austriaków nie było do tej pory regułą).

Tym razem „kopanie” – mimo że na poziomie międzynarodowym – było tylko dodatkiem do „białego szaleństwa”. Być w grudniu w Austrii i nie jeździć na nartach – niemożliwe!!! Jesteśmy wprawdzie zwariowani na punkcie piłki, ale nawet nasze szaleństwo ma swoje granice.Tym bardziej że do austriackiego Tyrolu trafiliśmy przecież dzięki zaproszeniu z raju dla narciarzy – czyli regionu Zillertall.

Podzieleni na „deskarzy” (zwolennicy nart) i „parapety” (nasi śmiertelni wrogowie – snowboardziści), codziennie około 6-8 godzin przebywaliśmy na stoku. A jest gdzie poszaleć!

ZILLERTALL ARENA to 165 kilometrów tras zjazdowych (w tym 11 km tras czarnych!!!) oraz odpowiednia infrastruktura: ponad 50-siąt kolejek linowych i wyciągów, wypożyczalnie, szkółki narciarskie, snowparki, bezpłatne skibusy i cieszące się z naszej strony dużym wzięciem bary i alpejskie gospody, w których podawany tam sznycel z trudnością mieści się na talerzu.

Smak rywalizacji poczuliśmy nie tylko na boisku, ale także na stoku. Gościnni „do bólu” gospodarze w ostatni dzień zorganizowali nam profesjonalny start na trasie giganta. Tutaj najszybciej niosły narty Michała „Zurbriggena” Gąsiorowskiego z radiowej „Trójki”. Michał wygrał oba przejazdy i w generalce wyprzedził o pół sekundy Cezarego „Bode Millera” Olbrychta z „Canalu Plus”.

Jak ktoś nie urodził się z deskami na nogach, mógł spróbować swych sił na torze saneczkowym, na lodowisku, w kręgielni, albo „froterując podłogę”, czyli poznając arkana coraz popularniejszego curlingu.

Ceny konkurencyjne, a trasy znakomicie przygotowane. Nic więc dziwnego, że na stoku można natknąć się na rodaków. Podczas naszej eskapady „królowali” jednak Holendrzy, a właściwie Holenderki. Byli też Niemcy, Czesi, Słowacy i Węgrzy. Czyli jak to w Alpach – prawdziwa wieża Babel. Obóz był więc nie tylko sportowy, ale też językowy. No i turystyczno-wypoczynkowy także. Teraz pełni „alpejskiej energii” wracamy do kraju i z miejsca bierzemy się po roboty!

Zdjęcia z meczu i ze stoku w MULTIMEDIACH.

/czarek/

2008-12-16: Zillertal, na stoku

2008-12-14: Warszawa, Puchar Ligowca

Lepsi od Legii

14 grudnia (niedziela), Warszawa

Od zwycięstwa nad drużyną KP Legia Warszawa i Przyjaciele (3:2) zaczęliśmy turniej o Puchar Ligowca w kategorii Amatorów. Rywale mieli w składzie Marka Jóźwiaka i Grzegorza Wędzyńskiego. Później dołączył do nich Dariusz Dziekanowski. To był wyjątkowy mecz dla byłego piłkarza Legii – Marcina Rosłonia, który kierował naszą grą.

Awans mogliśmy sobie zapewnić już po drugim meczu, ale drużynie Pohybel DF strzeliliśmy tylko jednego gola (1:1), choć sytuacji mieliśmy mnóstwo.

Do następnej fazy rozgrywek, która odbędzie się za tydzień, awansowaliśmy z pierwszego miejsca w grupie, dzięki wygranej z zespołem czarnoskórych piłkarzy Africando (4:1).

KP Legia Warszawa i Przyjaciele 3:2 (Kwiatkowski 2 i Gołos)
Pohybel DF 1:1 (Kwiatkowski)
Africando 4:1 (Rosłoń 3 i Zubilewicz)

Pozostałe wyniki: Africando – Pohybel DF 1:2, Africando – KP Legia i Przyjaciele 0:4, Pohybel DF – KP Legia i Przyjaciele 0:9.

Tabela grupy 3: 1. Reprezentacja Dziennikarzy – 7 punktów, 2. KP Legia – 6 punktów, 3. Pohybel DF – 4 punkty, 4. Africando – 0.

Skład: Kowalski (Nowy Dwór Mazowiecki), Rosłoń (C+), Przybysz (Polsat), Zubilewicz (TVN), Luciński (Eurosport), Sikora (Polsat), Kwiatkowski Piotr (Eurosport), Gołos (Orange) i Pawłowski (nSport).

Mecze: 20 minut bez przerwy, rozgrywane po sześciu (pięciu w polu plus bramkarz), na sztucznej trawie pod balonem, na terenie Warszawianki przy ulicy Piaseczyńskiej.

/spa/