Litwa, 23 września (sobota)
Niby tylko kilkadziesiąt godzin, a działo się jakbyśmy w Druskiennikach spędzili przynajmniej tydzień. Po zorganizowanym już 18. raz Międzynarodowym Turnieju Piłkarskim na Litwie mamy dla Was kilka wiadomości. Nie wiemy, od której zacząć, ponieważ WSZYSTKIE są dobre, by nie napisać wspaniałe!
Armenija, Vengrija, Latvija, Vilnius, Baltarusija, Skaratvelas, Kaunas, Ukraina – tak przedstawiał się nasz terminarz na sobotnie przedpołudnie. Osiem meczów, po piętnaście minut każdy, przerwa między spotkaniami najwyżej pięć minut. I tylko dwóch zawodników na zmianę. „Królewski początek, mecz o wszystko, 1. mecz przyjaźni, 2. mecz przyjaźni, Legia PamiętaMy, Wolna Białoruś, toast gruzińskim winkiem, 3. mecz przyjaźni i… puchar jest nasz” – z kolei w ten sposób naszych kolejnych przeciwników opisał Michał Kocięba. Niewiele się pomylił co do ogółu, w paru przypadkach błędnie ocenił poszczególnych przeciwników. Ale po kolei.
Tym razem aż dziewięć drużyny zjechało do Druskiennik, w tym debiutanci z Węgier, a litewscy – serdeczni i gościnni jak zwykle gospodarze – wystawili dwa zespoły. Każdy z uczestników miał jeden mecz odpoczynku – my dostaliśmy wolne już w pierwszej kolejce, potem graliśmy niemal bez przerwy.
Nim zespoły wybiegły na boisko, poprosiliśmy organizatorów o mikrofon i tradycyjnym upominkiem uhonorowaliśmy Piotra Gołosa, który 250. raz wystąpił w naszej reprezentacji, co oczywiście nie mogło przejść niezauważone. – Panowie, nawet nie wiedziałem. Ale przypominam sobie, że dwusetny występ też świętowałem na Litwie – mówił Piotrek, który zaprezentował klasę poza boiskiem, dzieląc się sprawiedliwie okolicznościowymi prezentami (jeden dla zespołu, drugi do domowej gabloty z trofeami), a poza tym strzelił bardzo ważne gole w dwóch ostatnich meczach.
Królewski początek z Armenią wypadł rzeczywiście po królewsku, ale dla Ormian, którzy strzelanie goli skończyli na „piątce”. Mecz o wszystko z Węgrami rzeczywiście miał dla nas ogromne znaczenie, zagraliśmy o niebo lepiej, ale co z tego, skoro nasz bilans po dwóch kwadransach na boisku wynosił okrągłe zero punktów i 1-7 w bramkach.
I wtedy nastąpił zwrot akcji, jakiego absolutnie nikt w Druskiennikach się nie spodziewał. Padło kilka cierpkich słów, ale przede wszystkim na spotkanie z Łotyszami opaskę kapitana założył Mariusz Walkiewicz. I…ruszyła maszyna, a raczej DRUŻYNA.
Sześć meczów, pięć zwycięstw, jeden remis (z Gruzinami, no w tym spotkaniu o jakiejkolwiek przyjaźni i toaście winkiem nie było mowy), kilka dramatycznych momentów i wspaniała postawa całego zespołu spowodowała, że przełamaliśmy nasze słabości, przetrwaliśmy wiele trudnych momentów i potem mogliśmy się cieszyć.
Mecze bywały dramatyczne – na przykład z Wilnem (gospodarze turnieju) przegrywaliśmy 0:1, by odwrócić wynik i wygrać 3:1. Albo z Gruzją – od 1:0 przez 1:2 do remisu i punktu na wagę podium w klasyfikacji generalnej. Co ciekawe, po remisie z Gruzinami, Mariusz oddał opaskę kapitana, ale nie zatrzymało to zespołu. Zwycięstwo z Kownem 3:1 spowodowało, że do ostatniego meczu – z Ukrainą – przystępowaliśmy z nadzieją, że wygrana pozwoli na osiągnięcie sporego sukcesu. Cytując klasyka, po ponad prawie 2 godzinach biegania, „zmęczeni jedni i drudzy”, ale my mieliśmy dwóch zawodników na zmianę, a rywale – żadnego. Przegrywaliśmy 0:1 i 1:3, by ostatecznie zwyciężyć 4:3, wychodząc z naprawdę dużych opresji. Radość była ogromna – turniej jest naprawdę trudny, rywale wymagający, a my pojechaliśmy w mocno eksperymentalnym zestawieniu.
Okazało się, że w jedności siła i po kilku latach wróciliśmy na podium, wyprzedzając wszystkie ekipy, oprócz Armenii. To nie był koniec wspaniałych wiadomości – Michał Kocięba zasłużenie został wybrany na najlepszego zawodnika turnieju, co wszystkim jeszcze tylko poprawiło humory.
A później długo w nocy rozmawialiśmy na temat naszego sukcesu – niektórzy, i niech to będzie znak upływającego czasu, pokazywali sobie w telefonach zdjęcia…wnuków! Pewne jest jedno: za rok znowu wracamy na Litwę.
Wyniki: Armenia 0:5, Węgry 1:2 (Sołdan), Łotwa 2:0 (Papierz, Kacprzak), Wilno 3:1 (Papierz, Kacprzak, Kocięba), Białoruś 1:0 (Papierz), Gruzja 2:2 (Papierz, Kacprzak), Kowno 3:1 (Walkiewicz, Wysocki, Gołos), Ukraina 4:3 (Kacprzak 2, Wysocki, Gołos)
RD: Witold Fedorczyk – Piotr Gołos, Grzegorz Wysocki, Michał Kocięba, Maciej Sołdan, Mariusz Walkiewicz – Robert Błoński, Marcin Papierz, Andrzej Kacprzak.
/rb/