Cyrk, granat i pojedynek burmistrzów
8 lutego (środa), Puerto Morelos (Meksyk)
Wyszliśmy zwycięsko z pojedynku burmistrzów, który kończył nasze tournee. Po bliźniaczo podobnych strzałach z dystansu Marcina Pawłowskiego pokonaliśmy 2:1 (1:0) drużynę władz meksykańskiej miejscowości Puerto Morelos, położonej nad Morzem Karaibskim, między Cancun a Playa del Carmen. – To był pierwszy mecz na tym wyjeździe, w którym byliśmy lepsi – powiedział Cezary Olbrycht. „Cezar” nie mógł grać z powodu kontuzji mięśnia dwugłowego.
Jedyny gol do przerwy padł po odbiorze piłki na połowie przeciwnika. „Pawłoś” zaskoczył bramkarza precyzyjnym uderzeniem zza pola karnego.
Gospodarze mieli swój pomysł na grę. Wykorzystując sporo miejsca w środku boiska wrzucali na wbiegających napastników „długie” piłki za linię obrony. Nasi defensorzy musieli się mocno napracować.
Sami zafundowaliśmy sobie nerwową końcówkę. Mogliśmy wygrać bardzo wysoko. Po golu na 2:0, który wypracował Radosław Pyffel, zmarnowaliśmy przynajmniej trzy doskonałe sytuacje. Na listę strzelców powinni się wpisać Rafał Dębiński, Bartosz Remplewicz, Robert Błoński i „Chińczyk”. –Po drugim golu Meksykanie jakby dostali w szczękę. Przez 15 minut byli nieprzytomni. Graliśmy akcje jak na treningu z ławeczkami – bez przeciwnika. Byłem dziwnie spokojny o wynik. Chyba było to słychać. – cieszył się Wojciech Jagoda.
Nie udało się zachować czystego konta. Kontaktowy gol dla gospodarzy padł po kontrze. Meksykanie mogli wyrównać, ale raz pomogła nam poprzeczka, kapitalnie w bramce interweniował później „Kowal”. Wśród rywali wyróżniał się zawodnik z nr 9, który jeszcze w pierwszej połowie trafił w poprzeczkę. Jak się później okazało, to trener miejscowych dzieci.
– Mecz był bardzo czysty, nie było dużo fauli. Ważniejsze dla mnie jest spotkanie dwóch kultur, a nie sama gra – stwierdził burmistrz Puerto Morelos, który w uroczy sposób łamał sobie język na naszych nazwiskach, wręczając każdemu pamiątkowy dyplom. Koszulkę reprezentacji, która od nas dostał, zamierza oprawić i powiesić w urzędzie. To właśnie burmistrz przywiózł swojemu zespołowi nowe stroje, przygotowane specjalnie z okazji meczu. Sam biegał po boisku z nr 10. Zależało mu na pokonaniu kolegi po fachu – Jacka Kowalskiego – ale nie dał rady.
W odróżnieniu od San Pedro, graliśmy na trawie, ale to na wyspie murawa była równiejsza. Wystąpiliśmy w zestawie z granatową koszulką, znaną kibicom pierwszej reprezentacji z warszawskiego meczu z Bułgarią dwa lata temu (2:0). Meksykańscy kibice najbardziej dopingowali Roberta Hirscha, choć nie zagrał nawet minuty. Za główną trybuną rozkładał się najprawdziwszy cyrk. Zaczynaliśmy przy świetle słonecznym, kończyliśmy przy sztucznym, atakowani przez komary i mrówki.
– Jak na taki wyjazd – trzy mecze – idealnie – podsumował Maciej Sołdan. Żartowaliśmy, ze wyszliśmy z grupy i czekamy na kolejnego rywala.
Z bilansem dwóch zwycięstw i jednej porażki kończymy szóste tournee Reprezentacji Dziennikarzy, pierwsze w tej części świata. Wcześniej byliśmy w Afryce (Tunezja), Ameryce Południowej (Brazylia) i trzy razy w Azji (Chiny, Tajlandia, Kambodża i Filipiny)
Zobacz galerię zdjęć w zakładce MULTIMEDIA.
/spa/