04.08.2009

Gwiazdy Lecha znowu lepsze

Opalenica, 2 sierpnia (niedziela)

Historia dotychczasowych konfrontacji drużyn Reprezentacji Polski Dziennikarzy i Dawnych Gwiazd Lecha Poznań miała jedną prawidłowość: na wynik meczu ogromny wpływ zawsze miała… pogoda. W pierwszym – deszczowym – spotkaniu lepsi byli dziennikarze, w kolejnym, rozgrywanym w upale, zwyciężyli Lechici. Jak się okazało, w trzecim meczu ta reguła miała się potwierdzić. Z nieba lał się niemiłosierny żar, a mimo to ambitna drużyna trenera Wojtka Jagody postanowiła oszukać przeznaczenie…

Od pierwszych minut meczu, ku zaskoczeniu piłkarzy Lecha, przewagę uzyskali kadrowicze Jagody. Gra toczyła się głównie w środkowej strefie boiska, gdzie dobrze radził sobie Darek Motała do spółki z Robertem Hirschem, Marcinem Pawłowskim i Darkiem Tuzimkiem, a obronę rywala co chwila straszył duet napastników: Andre i Bartek Remplewicz. Po jednej z szybkich kontr to właśnie Bartek kapitalnie strzelił z 16 metrów, ale bramkarz Lecha zdołał końcami palców sparować piłkę na poprzeczkę.

Mimo afrykańskiego upału mecz rozgrywany był w żywym tempie, co chwila było też groźnie, głównie pod bramką lechitów, gdzie dwoił się i troił Paweł Wojtala. Na prawym skrzydle szalał niezmordowany Lech Sidor. I to właśnie po jego akcji nasza drużyna mogła i powinna zdobyć bramkę. Dośrodkowanie Lecha z prawej strony, na „długim słupku” zamykał Marcin Pawłowski i gdy wydawało się, że piłka musi wpaść do siatki, w ostatniej chwili niemal z linii wybił ją jeden z obrońców Lecha.

Gospodarze nie zamierzali pozostawać nam dłużni. Z czasem mecz się wyrównał, a akcje prowadzone przez Arkadiusza Bąka czy Mirosława Okońskiego wprowadzały spore zamieszanie w naszych szeregach. Na szczęście dobrze dysponowany był Kuba Kwiatkowski i cały blok obronny, w eksperymentalnym ustawieniu z Maćkiem Sołdanem i Piotrkiem Kwiatkowskim w środku czteroosobowego bloku.

Niestety, tuż przed końcem pierwszej połowy Piotrek Wiszniowski swoją ambitną postawę przypłacił poważną kontuzją i pechowo zakończył występ w tym spotkaniu.

Jeśli do przerwy utrzymamy co najmniej remis, w drugiej powinno być jeszcze lepiej – podzielił się swoimi przeczuciami po pierwszych 45 minutach Motała. Do przerwy 0:0, więc wydawało się, że mimo trudnych warunków mamy szanse…Tym bardziej, że początek drugiej połowy znów należał do nas!

Niestety, z każdą upływającą minutą ubywało nam sił i zaczęły mnożyć się błędy. Po jednym z nich Lechici przeprowadzili szybką kontrę, którą celnym strzałem wykończył były król strzelców polskiej ekstraklasy – Arkadiusz Bąk.

Stracony gol nie załamał jednak piłkarzy Wojtka Jagody. Szanse na wyrównanie mieli Andre i Hirsch. Remis był szczególnie blisko po akcji Bartka Remplewicza, który został sfaulowany w polu karnym i sędzia bez wahania wskazał na jedenasty metr. Do piłki podszedł Pawłowski, ale jego intencję wyczuł Jacek Przybylski i niestety na tablicy wyników nadal 1:0 dla Lecha.

Z każdą minutą rosła też przewaga poznaniaków. Na szczęście kapitalnie bronił „Kwiatek”, który kilka razy uchronił nasz zespół od straty kolejnych goli. Kwadrans przed końcem spotkania był już jednak bezradny i musiał skapitulować po strzale Sławomira Mizgalskiego, który ustalił wynik meczu na 2:0 dla Lecha.

Mimo porażki trener Jagoda mógł być zadowolony z postawy swoich zawodników. Choć podobno tuż po spotkaniu ktoś słyszał jak cicho pod nosem nucił sobie piosenkę Patrycji Markowskiej: „Czekam aż znów spadnie deszcz…”

/pawłoś/