Sól, golf, waleń i wydmy
Fuerteventura, 24 marca (wtorek)
Kiedyś Phil Collins śpiewał słynny hit: „Another Day In Paradise”. Refren moglibyśmy nucić podczas wycieczki po pięknej Fuerteventurze. Na wtorek mieliśmy zaplanowany bowiem Grand Tour i rzeczywiście wrażeń nie brakowało… No, ale przecież nazwę wyspy można tłumaczyć jako „mocną przygodę”.
Autokar kierowany z gracją przez przesympatyczną Petrę podjechał najpierw pod bramę Muzeum Soli w miejscowości Salinas del Carmen. Oprócz potężnej dawki wiedzy teoretycznej na temat wydobywania tego surowca, każdy z nas otrzymał woreczek soli. Oprócz tego ogromne wrażenie zrobił na nas szkielet potężnego walenia, który został wyrzucony na brzeg nieopodal muzeum.
Kiedy już ochłonęliśmy po tych marynistycznych wrażeniach podjechaliśmy do hotelu Elba, który okazał się rajem dla golfistów. Dzięki uprzejmości gospodarzy każdy z nas spróbował swoich sił na polu golfowym. Pierwsze kroki były trudne, gdyż wielu z nas nie było w stanie się szybko pozbyć nawyków z boiska, ale ostatecznie byliśmy w stanie od czasu do czasu trafić kijem w piłeczkę. Chociaż nasz instruktor wielokrotnie musiał powtarzać nam, że „golf to nie samba”…
Na północnym krańcu wyspy nagle znaleźliśmy się w krajobrazie przypominającym okolice naszej Łeby. Surowy płaskowyż pokryty wulkanicznymi skałami, tak typowy dla Fuerteventury, nagle zastąpiło morze złotego piasku i wyniosłe wydmy. Tak właśnie wygląda Park Narodowy Corralejo, kto wie czy nie największa atrakcja przyrodnicza Fuertaventury. Dzięki przemyślności naszego opiekuna, czyli Przemka, udało nam się zaopatrzyć wcześniej w suchy prowiant i mokre picie. Dzięki temu w romantycznych okolicznościach przyrody, pośród wydm i na pięknym wybrzeżu, urządziliśmy piknik pod gołym niebem.
W drodze powrotnej mieliśmy okazję wysłuchać próbki miejscowej twórczości muzycznej zaserwowanej nam przez nieocenionego Przemka. To był rzeczywiście mocny akcent na zakończenie naszej wycieczki.
/emes/