Wyczekiwany dzień na Kanarach
Fuerteventura, 25 marca (środa)
Na ten dzień wszyscy czekaliśmy. Zabawy z deską, latawcem, kijem golfowym są ciekawe, ale jesteśmy piłkarską reprezentacją dziennikarzy i najważniejszym wydarzeniem sportowym pobytu na Fuerteventurze był mecz. Naszym rywalem była drużyna o nieco długiej nazwie: Club Deportivo European Football University Costa Calma. Może patrząc na wynik zabrzmi to dziwnie, ale choć przegraliśmy 2:4, to był jeden lepszych meczów (a na pewno najlepszym w tym roku).
Rywal do ostatniej chwili był dla nas zagadką. – To drużyna z miejscowej ligi, poziom naszej okręgówki. W pierwszej połowie mają zagrać oldboje, po przerwie zmienią ich zawodnicy drużyny U-19 – tak przedstawiał przeciwnika Przemysław Gładkowski, nasz bank informacji, a na co dzień rezydent na Fuerteventurze, przewodnik, człowiek instytucja.
Skoro najpierw zmierzymy się z rówieśnikami, to trzeba skoczyć im do gardeł, strzelić kilka goli, a po przerwie będziemy bronić wyniku – tak wyglądał plan taktyczny na pierwszą połowę. Straciliśmy nieco pewności siebie na rozgrzewce, gdy zobaczyliśmy, że najstarszy zawodnik rywala jest mniej więcej w wieku naszego najmłodszego. Otuchy dodała nam dość silna grupa polskich kibiców, która stawiła się na trybunach. Gdy usłyszeliśmy „Gramy u siebie, Polacy gramy u siebie” od razu poczuliśmy się… jak u siebie.
Zaczęło się obiecująco. W pierwszych 20 minutach stworzyliśmy więcej sytuacji i powinniśmy prowadzić co najmniej dwiema bramkami. Co prawda rywal przewyższał nas nieco umiejętnościami technicznymi, ale za nami stała mądrość taktyczna. Oni bili głową w mur, my groźnie kontrowaliśmy. Niestety za „wrażeniami artystycznymi” nie zawsze idzie wynik. Po pierwszym strzale przegrywaliśmy 0:1. W normalnych warunkach nasz bramkarz Jacek Kowalski złapałby piłkę do koszyczka, ale że zagrał w tym meczu z kontuzją pachwiny, nie dał rady. – Gdy chciałem skoczyć do piłki ból powalił mnie na ziemię – tłumaczył. I nikt nie miał do niego pretensji. Do przerwy jeszcze raz musiał sięgać po piłkę do siatki.
Najbardziej życie uprzykrzał nam zawodnik z numerem 10. Jego nazwisko warto napisać wielkimi literami: AHMED AHMED ABD. Jak się dowiedzieliśmy od trenera, chłopak ma 18 lat. Gdy przyjechał dwa lata temu z Mauretanii nie potrafił kopnąć prosto piłki. Trafił do szkółki w Costa Calmie, trenuje pod opieką Simone’a Rondaniniego (agenta Przemysława Tytonia) i latem ma podpisać profesjonalny kontrakt z Teneryfą. To nie przypadek, bo z tej samej akademii pochodzi Khouma Babacar, który jest zawodnikiem Fiorentiny.
Wracając do meczu: spodziewaliśmy się, że w drugiej połowie będzie gorzej – bo wiatr w oczy, bo rywale młodsi i mniej zmęczeni – tymczasem to my zaczęliśmy strzelać gole, ale dopiero od stanu 0:3. Najpierw rzut karny, po faulu na Robercie Stockingerze, wykorzystał Marcin Pawłowski. Potem kontaktową bramkę (precyzyjnym strzałem z woleja) zdobył Marek „Marian” Skalski. Niestety, rywale trafili nas jeszcze raz i nie byliśmy już w stanie odrobić strat.
Schodziliśmy z boiska bez wstydu, a raczej z satysfakcją, że kibice obejrzeli kawałek dobrej piłki. Zresztą dali nam to dość wyraźnie do zrozumienia, śpiewając na pożegnanie nieoficjalny hymn polskich kibiców: „Nic się nie stało…” Dziękujemy bardzo za doping i wsparcie.
To spotkanie opisał na swoim profilu społecznościowym niejaki Pedro Herkapitanos: Mecz przy wietrznej aurze, obfitował w akcje rodem z najlepszych boisk europejskich. Przyjazna i serdeczna atmosfera zarówno na boisku jak i na trybunach. Nasz drużyna powinna była wygrać, ale jak zwykle sędzia wypaczył wynik – podyktował tylko jeden rzut karny dla nas. Kibice kanaryjscy nauczyli się wielu słów w języku polskim. Paru zawodników po meczu zostało „porwanych” przez wiernych kibiców na „pomeczowy poczęstunek”.
Futbol na Fuercie przez spa77
Graliśmy w składzie: Jacek Kowalski – Piotr Wierzbicki, Adam Gilarski, Michał Kocięba, Marek Skalski – Dariusz Tuzimek, Piotr Gołos – Bartosz Remplewicz, Marcin Pawłowski, Robert Stockinger – Cezary Olbrycht oraz Tomasz Zubilewicz, Maciej Sołdan, Robert Błoński, Radosław Pyffel, Piotr Orliński, Krzysztof Marciniak.
/pw/